Całunowy wizerunek
i życie chrześcijańskie


Wkład wielu nauk

Lektura tekstu biblijnego odzyskuje swoje znaczenie, skoro tylko zadamy sobie pytanie, co może oznaczać, że wizerunek ten pojawił się w naszej historii. W tym momencie napotyka ona wyniki prac osiągnięte przez różne dziedziny nauki. Zwłaszcza historii, która - w przypadku części starożytnej - odnalazła niezliczone ślady na brak obecności znaku, który potwierdzałby możliwość przyznania moralnej pewności przynajmniej jednej z tych dróg. W drugiej kolejności tzw. nauk ścisłych, matematycznych i doświadczalnych, które w ciągu ostatniego stulecia wydobyły z prześcieradła i znajdującego się na nim wizerunku niewyobrażalne rzeczy. W tym miejscu stajemy także twarzą w twarz z werdyktem ogłoszonym w roku 1988, mówiącym o średniowiecznym pochodzeniu całunowego płótna, który teraz oczekuje na potwierdzenie albo zaprzeczenie. Ewangelie nadają jednoczący kierunek wszystkim poszukiwaniom, które poznają referowane wydarzenie oraz nadawaną mu przez nie interpretację.

Wśród natłoku tekstów oraz naukowych badań znajduje się współczesny człowiek ze swoimi przymiotami, potrzebami, wrażliwością, oczekiwaniami oraz pełną napięcia uwagą, poświęcaną wszystkiemu, co przypomina przesłanie zbawienia.

Ten człowiek dowiedział się o istnieniu Całunu. Nie od dziś, ale od początku, siłą współczesnej świadomości. Na tej drodze rozpowszechniania informacji największe znaczenie miała fotografika, a popularyzacja urządzeń audiowizualnych dokonała reszty. Prawdopodobnie jednak samo to nie wystarczy, aby wyjaśnić tajemnicze przyciąganie, dla którego mozolnie szuka się pogodnej interpretacji.

Spór o katolicki kult Całunu

Tam, gdzie wszystko wydawałoby się zwiastunem pokoju (fakt, iż istnieją ludzie, którzy rozważają przesłanie wizerunku i których coś pcha do myślenia o cierpieniu Chrystusa), rodzi się polemika, która mąci klimat, sprzyjający jakiejkolwiek wymianie poglądów. Całun od wieków jest zakorzeniony w zwanym ogólnie "kulcie katolickim", a kiedy mówimy o kulcie, natychmiast wkraczamy w spór wyznaniowy i religijny. Wiele form katolickiego kultu spotyka się z surową oceną świata protestanckiego, jak również z krytyką świecką. W pierwszym przypadku mówi się zwykle o przesądach i kuszeniu Boga; w obydwu przypadkach wysuwa się często podejrzenie, że kultowe ukierunkowanie służy dążeniu wywierania "wpływu na szerokie masy, w celu sprawowania nad nimi władzy, która z prawdziwą religijnością nie ma nic wspólnego.

Zaznaczam te przyczyny sporu jedynie informacyjnie, wewnątrz obrazu, który stara się przekazać jak najpełniejsza listę swoich składowych. Nie mogę jednak zatrzymać się na ich analizie; ograniczam się jedynie do wymienienia przyczyn, które - jak mi się zdaje - pomimo tych obiekcji tworzą nie tylko uprawomocnienie, lecz także poczucie obowiązku, dostrzeganego wśród tych, którzy wkładają wszystkie swoje siły, aby dostęp do tego niezwykłego znaku zbawienia umożliwić jak największej rzeszy współczesnych ludzi.

Całun jest <<znakiem>>

Kiedy mówię, że jakaś rzeczywistość pełni rolę "znaku", mam świadomość, że ta rzeczywistość odsyła do wskazanej rzeczy, ale nią nie jest. Nawet gdyby pewnym okazał się fakt, ze Całun owijał ciało Jezusa, nie byłby on niczym innym jak tylko drogocenna pamiątką, ponieważ ciała w nim już z nie ma; ale również gdyby pewnym okazało się, że nie było w niego zawinięte ciało Jezusa, pozostałby na zawsze znakiem, znakiem cennym i rozdzierającym Jego cierpienia w chwili śmierci, z powodu świadectwa danego we wszystkich Ewangeliach.

Rzeczywistość "znaku", tłumaczy powód, dla którego Całun może (nie: "musi"!) być przyjęty przez wierzącego (mam tu na myśli samoświadomość katolika, ale sądzę, że to rozumowanie, przynajmniej w części może być przyjęte przez wierzącego innego wyznania). Wizerunek człowieka ukrzyżowanego, w sposób niewątpliwie opowiadający opisom, które o cierpieniach mówią nam ewangelie, jest czymś, co przynagla tajemnicę tego zbawczego cierpienia. Czy nazwiemy to "ikoną", czy "znakiem", czy nadamy temu jeszcze jakieś inne określenie, nie ma to większego znaczenia. Mnie i wielu innym ludziom wizerunek ten mówi o czymś, nad czym ja i wielu innych nie lubi się zastanawiać i od czego nie jesteśmy gotowi przyjąć wypływającego z tego żądania konsekwencji. Właśnie dlatego czuję się zaproszony przez Boga do przymuszenia się, aby nie odrywać wzroku od tego przygnębiającego widowiska.

I tak jak ja teraz, uczyniło też tak w przeszłości wielu wierzących, którzy wydobyli z całunu zachętę do świadectwa solidarności z braćmi, solidarności, za którą umarł Chrystus. Przykład tych, którzy znaleźli się przede mną na drodze wiary, staje się także darem Boga.

To mi wystarczy, aby wyrazić coś, co wydaje mi się aktem posłuszeństwa wobec wszechwładzy Boga, który decyduje o tym, kiedy i jak powołać mnie do nawrócenia. A ponieważ służy mi to wezwanie, pragnę, aby służyło ono również i innym, zataczając jak najszersze kręgi, tak jak pragnę powszechnego sukcesu dla Kirchentag czy Katholikentag. Cieszę się, że przesłanie Całunu jest proste i bezpośrednie (jeśli nawet niełatwe), aby mogli zrozumieć je zwykli ludzie, dla których odległymi pozostają wywody uczonych oraz ich polemiki, ale którzy na widok tego wizerunku pojmują, że Chrystus obdarzył każdego z nas miłością najwyższą i że ma prawo być w niej odwzajemniony.

Mam nadzieję, że organizatorom wystawienia Całunu na widok publiczny w roku 1998 i 2000 uda się uniknąć w ich pracy jakichkolwiek dygresji drugorzędnych celów, ponieważ z cierpienia Chrystusa, nawet tego, które przemawia jedynie poprzez wizerunek, nikt nie ma prawa wyciągać korzyści. Kieruję to przede wszystkim do mojego Kościoła. I dlatego ufam, że nie ocenionej pomocy może nam udzielić dialog ze wszystkimi ludźmi dobrej woli.