Gość niedzielny nr 21 z dn. 24.05.98

(str. 1)

Widziałem Całun Turyński

Od 18 kwietnia do 20 czerwca tego roku trwa w stolicy Piemontu - Turynie - w kaplicy Guariniego tamtejszej katedry, uroczyste wystawienie szczególnego płótna, czczonego przez chrześcijan na całym świecie jako najcenniejsza relikwia, całunu Turyńskiego. Płótno to uważane jest powszechnie za tkaninę, w którą zostało owinięte ciało Jezusa Chrystusa po zdjęciu z krzyża. Na 24 maja zapowiedziano w Turynie wizytę Ojca Świętego Jana Pawła II. Przypomnijmy, że Papież widział już Całun w 1980 roku.

Setki tysięcy ludzi postanowiło przybyć do Turynu, aby zobaczyć Całun.. Ci, którzy już odbyli tę wyprawę, opowiadają o wielkim przeżyciu religijnym:

"... Z sali projekcyjnej przeszliśmy do wnętrza katedry. W centralnym miejscu, pod grubą, pancerną szybą znajdował się Całun Turyński, przedstawiony jako ogromny obraz. W milczeniu przesuwaliśmy się powoli do przodu, nie odrywając od niego wzroku. Byłem zaskoczony. Jedna ze zwiedzających katedrę opowiadała: "Stałam przed Całunem i patrzyłam. Wierzyć nie wierzyć? - myślałam. - Autentyczność tego grobowego płótna jeszcze nie została przecież dowiedziona. Wiara jednak nie polega na przyjmowaniu tylko tego, co potwierdzili naukowcy, ale na otwieraniu duszy na to, czego nie można zważyć i zmierzyć".

Stojąc kilka metrów od Całunu, dostrzegłem bardzo wyraźnie odbicie, które tak często oglądałem na zdjęciach czy filmach. Delikatny głos w języku włoskim komentował rozpościerający się przed naszymi oczami widok. W ciszy i skupieniu, z modlitwą w sercach i na ustach patrzyliśmy na odbite na płótnie oblicze Jezusa Chrystusa..."

(str. 10)
Relacja z wyprawy do stolicy Piemontu

Widziałem Całun Turyński

sindone.jpg (6101 bytes) Czy wolno mi się wcielić w niewiernego Tomasza? "Jeśli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę (...)" (J 20,25b). Tak właśnie się czułem, kiedy stałem w turyńskiej katedrze przed rozpostartym Całunem, próbując dostrzec ślady ubiczowania i ran po gwoździach.

O tym, by zobaczyć Całun Turyński marzyłem od ubiegłego roku. Nie pamiętam już, w którym numerze Biuletynu Katolickiej Agencji Informacyjnej pojawiła się informacja, że wiosną 1998 roku w Turynie, po dwudziestu latach, znowu zostanie on wystawiony dla pielgrzymów. Koniecznie chciałem zobaczyć "to płótno", które od wieków budzi tak wiele kontrowersji. Bardzo zaniepokoiła mnie informacja o pożarze w katedrze, w której przechowywany był Całun, którą podano w jednym z programów telewizyjnych. Cały świat skupił wtedy uwagę na heroicznym wyczynie włoskiego strażaka, który uratował znajdujący się w srebrnym sarkofagu Całun Turyński. Sądziłem wówczas, że do ekspozycji nie dojdzie, gdyż zniszczenia katedry nie pozwolą na jej zorganizowanie. A jednak stało się inaczej. Za pośrednictwem Biuletynu KAI otrzymałem adres stron internetowych ( http://sindone.regione.piemonte.it ), na których przeczytałem, ze włoski Kościół dołożył wiele starań, by tę ekspozycję dobrze przygotować. Znalazłem tam m. in. informacje o historii Całunu, relację strażaka, który uratował go przed spłonięciem, ciekawe zdjęcia, a także najnowsze osiągnięcia w dziedzinie badań nad Całunem. Z Intrenetu dowiedziałem się również o możliwości rezerwacji biletów na ekspozycję. Tak właśnie narodził się pomysł pojechania do Turynu. Stolica Piemontu 30 kwietnia przywitała nas, uczestników pielgrzymki, deszczem. Dokładny plan sytuacyjny Turynu, z wyznaniowymi punktami informacyjnymi, pozwolił bez przeszkód dotrzeć do katedry św. Jana. Uprzejmość ekip porządkowych wszystkich mile zaskoczyła. W strugach ulewnego deszczu podążyliśmy w kierunku katedry. Zarezerwowanie wejściówki na ekspozycję Całunu w konkretnych godzinach pomogło uniknąć tłoku. Specjalne tunele, coś w rodzaju korytarzy lub krużganków zbudowanych z drewna, miały chronić pielgrzymów przed deszczem i zimnem, a jednocześnie wprowadzić nastrój wyciszenia i modlitwy. Im bliżej podchodziliśmy, tym wyraźniej dawało odczuć jakieś wewnętrzne napięcie. Pod sufitem zawieszone były plansze z ilustracjami przedstawiającymi sceny i obrazy związane z historią Całunu. Przed wejściem do katedry w dużej sali zaprezentowano krótki film, ukazujący, na co trzeba zwrócić uwagę oglądając całun. Wykorzystując najnowszą technikę komputerową pokazano wszystkie detale dostrzegalne na płótnie. Szczególne wrażenie zrobiły przedstawione w dużym powiększeniu obrazy przebitej ręki, przebitego boku, śladów na głowie po koronie cierniowej, a także śladów biczowania na plecach. Pokaz ten na wszystkich wywarł ogromne wrażenie. Oglądając film, zastanawiałem się, czy także na oryginalnym płótnie, przed którym za moment staniemy, dostrzeżemy ślady męki.

bilet.JPG (75936 bytes) Z sali projekcyjnej przeszliśmy do wnętrza katedry. W centralnym miejscu, pod grubą, pancerną szybą znajdował się Całun Turyński, przedstawiony, jako ogromny obraz. W milczeniu przesuwaliśmy się powoli do przodu, nie odrywając od niego wzroku. Byłem zaskoczony. Jedna ze zwiedzających katedrę opowiadała: "Stałam przed Całunem i patrzyłam. Wierzyć nie wierzyć? - myślałam. - Autentyczność tego grobowego płótna jeszcze nie została przecież dowiedziona. Wiara jednak nie polega na przyjmowaniu tylko tego, co potwierdzili naukowcy, ale na otwieraniu duszy na to, czego nie można zważyć i zmierzyć".

Stojąc kilka metrów od Całunu, dostrzegłem bardzo wyraźnie odbicie, które tak często oglądałem na zdjęciach czy filmach. Delikatny głos w języku włoskim komentował rozpościerający się przed naszymi oczami widok. W ciszy i skupieniu, z modlitwą w sercach i na ustach patrzyliśmy na odbite na płótnie oblicze Jezusa Chrystusa.

Z każdej pielgrzymki przywozimy zwykle pamiątki. Również w Turynie można było ich kupić wiele. Fotografie, plakaty, filmy, książki znajdowały się niemal w każdym kramiku. Wyjątkowa - moim zdaniem - była płyta CD pt. "Sindon. The music collection", wydana specjalnie z okazji eksponowania Całunu w turyńskiej katedrze. Można było nabyć także zaprojektowany na czas ekspozycji Całunu Turyńskiego znaczek pocztowy.

"Pan mój i Bóg mój" - odpowiedział Tomasz kiedy sprawdził autentyczność ran Chrystusa. Dziś jakże często słyszymy zarzut, że prawdy wiary nie są dowiedzione naukowo. Pan Jezus nauczał: "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli" (J 20,29). Wiele jest rzeczy, które uczonym spędzają sen z oczu. Do nich należy zapewne tajemnica Całunu. Myślę, że wśród wielu ludzi, którzy w ciągu dwóch miesięcy obejrzą to płótno w turyńskiej katedrze, niewielu zrobi to tylko z ciekawości. Wiara, którą wyznajemy nie domaga się uznania Całunu za autentyczny. Dla wielu może jednak być impulsem do refleksji, do nawrócenia albo pogłębienia swojej wiary.

Opracował: Ks. Andrzej Kotuła
(str. 11)

Całun w Internecie

W Internecie Całunowi Turyńskiemu poświęcono bardzo dużo stron. Wystarczy wpisać do dowolnej wyszukiwarki słowo "sindone" (czyli "całun" po włosku), aby się o tym przekonać. Oficjalna strona Całunu znajduje się pod adresem: http://sindone.torino.chiesacattolica.it. Dostępna jest w czterech językach: włoskim, angielskim, francuskim i hiszpańskim. Niestety ta strona nie ma wersji polskojęzycznej. Z oficjalnej strony całunu jest link do strony, która umożliwia zamówienie biletów na wystawę Całunu: http://sindone.regione.piemonte.it. Jest jednak interesująco opracowana strona poświęcona Całunowi w języku polskim: http://friko4.onet.pl/wa/calun (obecnie http://calun.koti.com.pl/ przyp. red.)  Na uwagę zasługuje również wielka dyskusja na temat autentyczności Całunu przeprowadzona przez polskich użytkowników Internetu, której zapis można znaleźć pod adresem: www.agh.edu.pl/~majordom/kat/arch/9711.

Problem prosty i straszliwy

  Po wielu wiekach czczenia i przede wszystkim po dziewięćdziesięciu latach badań przez ekspertów z różnych dziedzin nauki, które przynosiły wielki plon w postaci wyników, wskazujących na wiarygodność, problem Całunu pozostaje równie prosty, co i straszliwy: jest to niepokojąca "fotografia" Boga, który według chrześcijan stał się człowiekiem, ukrzyżowanym Nazarejczykiem, albo też największe w historii oszustwo (lub żart).

Być może wyjściem byłaby propozycja arcybiskupa, kustosza Całunu, że nawet gdyby przestawiał on kogoś nieznanego, a nie Jezusa, należałoby go czcić, ponieważ w pewien jednak sposób przypomina nam mękę zbawiciela? Ostrożnie! - ostrzega profesor Pierluigi Baima Bollone, jeden z najlepszych znawców tematu. Ostrożnie, bo jeśli Całun rzeczywiście powstał w średniowieczu, wówczas hipoteza naukowa świadczyłaby o straszliwym przestępstwie, ponieważ musiano by zamęczyć jakiegoś biednego nieszczęśnika, aby móc uzyskać falsyfikat. W ten sposób przedmiot czci stałby się przedmiotem przestępstwa i symonii, który trzeba by egzorcyzmować. W sumie ta sama nauka zdaje się potwierdzać: Aut Deus aut Diabolus, tertium non datur (Albo Bóg, albo diabeł, trzeciej możliwości nie ma). Albo chodzi o tajemnicze światło pochodzące ze Zmartwychwstania, albo o ciemności gniazda przestępców (może nawet zabójców) ze średniowiecznego Wschodu, pełnego fałszerzy. (...)

Prawość nakazuje zauważyć, że nie tak łatwo uwolnić się od problemu religijnego, mówiąc, że Kościół nigdy nie ogłosił jego autentyczności. Może nie bezpośrednio , ale tylko w ostatnich dekadach XV i pierwszych XVI wieku papieże udzielili czternastu odpustów na tyleż próśb rodzinie Savoia. Książę z tegoż rodu, Amadeo IX, ogłoszony przez Kościół błogosławionym, nakazał zbudować dla Całunu Sainte Chapelle w Chambéry. Juliusz II, bullą z 25 kwietnia 1506 roku, ustanowi "Mszę o Świętym Całunie", zatwierdził modlitwy kanoniczne i ustalił datę corocznych obchodów liturgicznych, które odtąd, nawet w tym roku, celebrowane są 4 maja. Leon X i Sykstus V rozszerzyli ryt. I chociaż liturgia jest decydująca dla wiary (lex orandi, lex credendi...), decyduje tego rodzaju stwarzają nie tylko problemy "dewocyjne", ale też - jak się wydaje - teologiczne. Wystarczy wspomnieć św. Karola Boromeusza, który pieszo przebył Alpy, aby adorować całun, co też zresztą było jednym z motywów jego przeniesienia się do Turynu. Albo papieży z XX wieku, wszystkich w jakiś sposób zaangażowanych: Paweł VI najpierw w roku 1973 zaaprobował prezentację telewizyjną, a następnie, w 1978 roku, zgodził się na emocjonujące orędzie o "misterium tej zadziwiającej i tajemniczej relikwii". Ten, który to pisze, widział pośród milionów pielgrzymów, którym często przewodniczyli biskupi, cześć, jaką oddawał relikwii, wystawionej w turyńskiej katedrze, świeżo mianowany kardynał, arcybiskup Krakowa, Karol Wojtyła.

Chociaż brakuje oficjalnej deklaracji Kościoła , to przez całe wieki zarówno prości wierzący, jak i papierze uważali Całun za coś więcej niż tylko obrazek, o którym, ja tego chciał arcybiskup, nie trzeba już dyskutować, ograniczając się do widzenia w nim jedynie pamiątki Męki, która może być wielce pomocna w medytacji, podobnie jak to ma miejsce w przypadku każdego innego świętego wyobrażenia, wykonanego rękami artysty. Ponadto sam kardynał z największych krzewicieli chwalebnych tradycji Zakonu Karmelitańskiego, do którego sam należy, pamięta - mamy nadzieję - ową siostrę ze swego zgromadzenia, która w wieku zaledwie piętnastu lat wstąpiła do Karmelu w Lisieux, ową dziewczynę, której imię zakonne brzmiało: "Teresa od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza", którym był dla nie właśnie Saint Suaire de Turin (Święty Całun z Turynu), chociaż w tamtym czasie nie odkryto jeszcze jego wyjątkowych cech. Albo, by dać jeszcze jeden przykład z wielu możliwych, kto zna środowisko misyjne, ten wie, że w Trzecim Świecie , tak wyczulonym na święte znaki, przeprowadzono i przeprowadza się nadal wiele katechez, posługując się wizerunkiem z Całunu. "To jest Pan!" (J 21, 7), mówili tubylcom misjonarze, zachęcani poprzez przełożonych, biskupów i naukowców. A teraz co?

Problem prawdziwości Całunu jest poważną sprawą, mogącą mieć ogromne reperkusje, które chociaż teoretycznie nie muszą dotykać wiary, to jednak w praktyce bardzo jej mogą zaszkodzić. Czyż my, zawsze gotowi domagać się szczerości i prawości od innych, mamy wzruszać ramionami, kiedy na nas przychodzi kolej ukazać te cnoty? Jest naszym obowiązkiem nie odkładać affaire (sprawy), ponieważ mamy nadzieję wrócić do niej, aby z tego co się wydarzyło, wysnuć jakąś refleksję. W żadnym wypadku nie jest to wydarzenie marginesowe, jakiś powierzchowny folkor, lecz coś, co dotyka wszystkich naszych sposobów kontemplowania tego, co święte.

(Fragment książki Vittorio Messoriego "Czarne karty Kościoła", która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Księgarnia Świętego Jacka)

Unikatowa relikwia

Całun Turyński jest lnianą chropawą tkaniną długości 436 centymetrów i szerokości 110 centymetrów. Jest to solidne płótno, takie, jakie od II wieku przed Chrystusem do I wieku po Chrystusie wyrabiano w okolicach Damaszku w Syrii. Podobne archeolodzy znajdowali na terenie Syrii, Iraku, środkowego Egiptu oraz południowej Italii.

Tkanina w zasadzie jest biała, jednak czas i skomplikowane losy Całunu (m. in. pożary, z których był ratowany) spowodowały, że jego biel nie jest już czysta, lecz przeszła w lekkie zażółcenie.

Na jednej stronie płótna widoczny jest podwójny wizerunek, czyli odbicie przedniej i tylniej strony ciała mężczyzny w wieku 30-35, liczącego 182 centymetry wzrostu. Był on silnie zbudowany, miał brodę i długie włosy. Został utrwalony w pozie śmiertelnej. Wizerunek powstał w ten sposób, że ciało zmarłego położono najpierw na jednej połowie całunu głową do środka, a następnie przykryto drugą połową.

Odbicia nigdzie nie przechodzą na drugą stronę. Przypominają cień rzucony na materiał. Są czymś w rodzaju fotograficznego negatywu z wyjątkiem miejsc nasączonych krwią, mających charakter wizerunku pozytywnego. Odbicia kształtów ciała są barwy sepii i nie mają wyraźnych konturów, lecz jakby się rozpływały na tkaninie.

Po obu bokach płótna biegną równolegle linie zwęglenia, będące pozostałościami po pierwszym pożarze, który dotknął Całun. Nie wiadomo, kiedy ten pożar miał miejsce. Na zwęgleniach widać 22 wstawki z białego holenderskiego płótna. Uzupełniano nimi relikwię po pożarze, który naruszył ją w 1532 roku.

Najstarsze wiadomości o Całunie pochodzą z I i II wieku i zawarte są w apokryfach. Zgodnie z tradycją Całun najpierw przechowywała wspólnota chrześcijańska w Jerozolimie. Po zajęciu miasta przez Arabów w VII stuleciu relikwię umieszczono w Konstantynopolu w skarbcu cesarza. W roku1204 jeden z rycerzy krzyżowych przywiózł relikwię do Besancon. Od roku 1578 znajduje się w Turynie. Obecnie jest własnością Ojca Świętego.