„Day after"
Od przeszło dziesięciu lat obiegały świat wiadomości o sensacyjnych wynikach badań naukowych odkrywających tajemnicę Całunu Turyńskiego. Ta - przewyższyła swą niezwykłością wszystkie dotychczasowe. Stampa Sera z 13 października 1988 r. zamieściła wiadomość o jego średniowiecznej datacji pierwsza. Tytuł zdawał się wyjaśniać wszystko: „Całun nie jest już tajemnicą".
Dopiero jednak day after - w „dzień po", prasa światowa i inne środki przekazu podały treść komunikatu kard. A. Ballestrero z szerokimi komentarzami. Zapełniły one pierwsze stronice gazet, wyrażając zdziwienie, żal, niepewność, zadowolenie, triumf.
Większość jednak publicystów nie godziła się z uznaniem Całunu za falsyfikat, stwierdzając, że pozostaje on nadal tajemnicą. Sensus communis - wyczucie powszechne - ujawniające się zawsze w dziejach ludzkości, gdy pojawiały się sprzeczne opinie, i tym razem nie zawiodło. Avvenire w podtytule wypowiedzi pani archeolog M. G. Sidiati, podaje w wielkim skrócie przyczynę wątpliwości co do wyniku C-14: „Elementy pewne: Całun nie jest rysunkiem ani malowidłem, lecz wizerunkiem powstałym przez styk tkaniny z trupem, a żaden fałszerz nie mógł uzyskać takiego nieprawdopodobnego wizerunku". G. Ricci zwraca uwagę na szczególną „jakość" tkaniny całunowej, przypominając, że sam wynalazca metody C-14, W. F. Libby, odradzał jej stosowania do relikwii turyńskiej. Rzućmy jednak okiem na inne dzienniki zachodnie. Do włoskich jeszcze wrócimy.
„Czy debata nad świętym Całunem z Turynu została zamknięta?" - pyta francuski Figaro, podkreślając znaczenie faktu, na jaki zwrócił uwagę G. Ricci. Zaznacza, że dla historyków - jak i innych naukowców, nie wyłączając chemików - problem nadal istnieje. „Dlaczego więc - czytamy w tej gazecie - mamy porzucić ten wizerunek pokryty krwią i męką, który odzwierciedla wszystkie cierpienia świata?"
Dziennik lewicowy Liberation daje tytuł, z którego skorzystaliśmy, ale pod znakiem zapytania: „Chrystus stracił swój całun. Płótno z wizerunkiem Jezusa jest apokryfem". A w artykule: „Rozdział wiarygodności zablokował się. Całun z Turynu należy teraz do historyków sztuki i do techniki. Z tego względu Kościół Jana Pawła II nie zrobił złego interesu: zawierzając autorytetowi nauki, uzyskał jedno więcej dzieło sztuki i jedną fałszywą relikwię mniej". Innymi słowy, Kościół zyskał niezwykłą ikonę...
Le Monde tak tytułuje swój artykuł: „Święty Całun z Turynu nie mógł spowijać ciała Chrystusa". W treści jednak podaje wiele danych - wymienia nawet bilirubinę w krwi - zaznaczając, że relikwia ta kryje wiele niewyjaśnionych tajemnic. Wymienia najważniejsze z nich, jakie opisaliśmy w pierwszym i drugim rozdziale, kończąc refleksją na temat odbicia wizerunku: „Gdyby zostało wykonane świadomie, to jest dziełem genialnego, nieznanego »artysty«, o którym nikt nic nie potraf powiedzieć, jak zdobył znajomość anatomii, poznał pojęcia negatywu i pozytywu, opanował niezwykłą technikę.
Londyński Guardian zamieścił wiadomość na ostatniej stronie, konkludując, że nawet gdyby Całun nie był prawdziwy, jego tajemnica nie została jeszcze wyjaśniona. Przytacza wypowiedź E. Halla, dyrektora laboratorium oxfordzkiego, w której wyraża zadowolenie z wyniku badań: „Jestem agnostykiem i nie chciałem zmieniać poglądów". Jego kolega, Y. Delage - również agnostyk - już w 1902 r. podał receptę na zachowanie poglądów dla. wszystkich innych uczonych agnostyków: „Uznaję Chrystusa za postać historyczną i nie widzę przyczyny, dla której ktokolwiek mógłby zgorszyć się tym, że do dziś zachowały się ślady jego ziemskiego życia". Nawet Indipendent podszedł do sprawy rzeczowo. Dochodzi do wniosku, że wynik nie wpływa na wiarę ludzi wierzących i nie powinien też wpływać na niewiarę ludzi niewierzących: „Całun pozostaje niezwykłym znakiem".
Gazety amerykańskie wyrażają podziw dla Kościoła, że przyjął wynik C-14 z godnością, wyjaśniając na czym polega stosunek nauki do wiary. Podkreślił też, że mimo niezdyscyplinowanego zachowania się laboratoriów, Kościół nadal jest otwarty na badania relikwii, która nigdy nie przestanie być przedmiotem czci wiernych.
Najwięcej miejsca sensacji „czarnego dnia" Całunu poświęcił New York Times. Według tego dziennika Całun jest nadal przedmiotem posiadającym siłę duchową. „Relikwia ta - czytamy w nim - prowadzi wierzących do czci Chrystusa", i przytacza zdanie adwokata z Brooklynu, J. Davitta: „Nie wierzymy w Chrystusa z powodu Całunu, lecz go czcimy, ponieważ wierzymy w Chrystusa".
Trudno nawet w skrócie przytoczyć treść artykułów w prasie włoskiej, która - podobnie jak wiele innych krajów - poświęciła sprawie Całunu - wydania następnych dni, a nawet tygodni, przytaczając głosy prasy za granicznej. Na postawę twórców wyniku C-14 rzucają światło dwa artykuły. Jeden z nich podaje przebieg konferencji prasowej laboratorium w Zurychu, który na potwierdzenie wiarygodności swojej analizy podaje dowód, że test został wykonany z dokładnością do 30 lat. Dlatego Całun jest fałszywy.
W. Wolfli nie spostrzegł się, że w ten sposób wskazuje na niezgodność z wynikami dwóch pozostałych laboratoriów, które wykazały większe i bardziej rozstrzelone przybliżenia, co właśnie niepokoiło innych naukowców. Muzeum Brytyjskie nie zdradziło swoich wyników dotyczących dokładnych dat, lecz samo oceniło pewność swoich liczb na 99,9% (!), nie zachęcając ciekawych do dalszych pytań. Po prostu „nie mają środków do zajmowania się cudownościami", skoro katolicy przypisują powstanie wizerunku faktowi zmartwychwstania. Dlatego też Tite odradził prowadzenie dalszych badań i radził, by Kościół pozostawił relikwię turyńską w spokoju. W prasie bowiem amerykańskiej znane autorytety naukowe wypowiadały się jednoznacznie, by nie zajmować się teraz autentycznością Całunu, lecz nieomylnością metody C-14.
Na łamach katolickiego dziennika Avvenire wypowiadało się najwięcej publicystów. Przewodził im V. Messori w swojej rubryce pt. „Vivaio". Pokornie, ale stanowczo ustosunkował się do konferencji prasowej „czarnego dnia", zwłaszcza do zredukowania Całunu do „ikony". Jeżeli nie jest płótnem grobowym Jezusa, problem jest równie prosty, jak straszliwy: czy jest to wstrząsająca, tajemnicza „fotografia" tego, który dla wierzących jest Chrystusem, czy kolosalne oszustwo, czy też kpina historii? I przytacza ostrzeżenie P. Baima-Ballone, który oznaczył grupę krwi na Całunie: „Uwaga, jeżeli określenie daty prowadzi rzeczywiście do Średniowiecza, najbardziej prawdopodobna jest hipoteza popełnienia okrutnego przestępstwa, zamordowania jakiegoś nieszczęśnika zgodnie z tym, co mówią Ewangelie, w celu dochodowego falsyfikatu. Całun więc nie powinien być przedmiotem powszechnej czci, lecz niczym innym, jak przedmiotem kryminalnym i symoniackim, które należałoby egzorcyzmować. Albo światło tajemniczej chwili poprzedzającej zmartwychwstanie, albo ciemność kryjówki handlarzy średniowiecznych tkanin i zbrodniarzy".
Wymieniona już specjalistka z dziedziny archeologii Bliskiego Wschodu, dr M. G. Sidiati, zwróciła uwagę na zlekceważenie przez wykonawców testu C-14 danych historycznych i archeologicznych, bez których jego wyniki nie są w pełni naukowe. Jako autorka cenionej publikacji pt. „Badania starożytnego przestępstwa", czyli tego, co ukazuje wizerunek Całunu, stwierdza, że jeżeli jest on nie do powtórzenia dzisiaj, nie mógł być wykonany w najciemniejszym - co do poziomu wiedzy - okresie Średniowiecza.
Na pytanie, dlaczego wyszła taka datacja, odpowiada P. Baima-Ballone, od początku przeciwny badaniu Całunu metodą C-14. Uważa że zapewne laboratoria wykonały swoje zadanie na miarę swoich możliwości, tkanina jednak całunowa nie nadawała się do tego rodzaju analizy ze względu na swoją specyfikę. „Zespół danych uzyskanych przez naukowców -mówił ten specjalista - wykazał się tak wewnętrznie spójny i wiarygodny, że większość uczonych nie widziała potrzeby badania tkaniny całunowej tą metoda teraz i tak szybko, ponieważ najpierw trzeba było przeprowadzić serię badań próbnych, które by wskazywały na możliwości błędu, jakie musiał powodować stan aktualny płótna, wypalonego w pożarze i wyparzonego we wrzącej wodzie podczas gaszenia, nie mówiąc o innych czynnikach".
I zakończył: „Znane dane o Całunie i datacja radiokarboniczna stają w jawnej sprzeczności. W imię nauki należy podjąć dalsze badania".
Bardzo wymowne są listy, które wybiórczo opublikowała redakcja Avvenire. Znajdują się w nich spostrzeżenia, wypływające ze zdrowego rozsądku, którego decydentom wykonania testu brakowało w wirze „biegu ku C-14". Oto niektóre wypowiedzi: „Czy C-14 może mi wytłumaczyć, w jaki sposób wizerunek na Całunie powstał w Średniowieczu?" - „Niech nauka teraz wyjaśni sprzeczność wyników innych uczonych z jednym: C-14". - „Dlaczego naukowcy poddali Całun tej próbie, skoro było wiadomo, że nie jest nieomylna?" - „Wśród naukowców są również ludzie nawiedzeni, nie tyle wiarą w Boga, co w siebie. A wówczas nie liczą się z niczym". - „Zadziwia mnie uległość z jaką przyjmuje się wyniki o średniowiecznej datacji Całunu. A co zrobić z resztą wyników, w których wiarygodność nie wątpię?" - „Po co to zamieszanie! Święta relikwia turyńska jest nadal tym, czym była. Ja przyjmuję poprzednie wyniki badań. Gdy położymy je na jednej szali, a na drugiej C-14, uzyskamy potwierdzenie. Potrafi je odczytać każda przekupka z bazaru". - „Jak można było poddać takiej próbie Całun tak zanieczyszczony? Dowiaduję się teraz o tym, co uczeni wiedzieli od dawna. Gdzie oni byli!".
Fala radia włoskiego „3131" udostępniła swoje mikrofony uczonym, by odpowiadali na pytania ludzi z całego kraju. Program nosi tytuł: „Co teraz mamy robić?" W pytaniach dominował temat nauka a wiara. V. Messori zaznaczył, że nauka ma swoje granice, których nie jest w stanie przekroczyć. Opiera się na doświadczeniu i oczywistości „dotykalnej". Dlatego autorzy Werdyktu o Lalunie (K. E. Stevenson - G. R. Habermas), po opisie badań tej relikwii napisali: „Nie możemy jako naukowcy posługiwać się hipotezami wiary, jednak w sprawie Całunu wiara okazuje się być najbardziej rozumna". Messori radzi uświadomić sobie fakt, że autentyczności relikwii turyńskiej wiara nie wyklucza, a nauka nie jest w stanie wykazać, ponieważ wiara i nauka mogą współistnieć, ale są przeznaczone na wieczną wędrówkę obok siebie bez nadziei spotkania i zlania się w jedno. „Byłem i jestem przekonany -powiedział - że nauka nigdy nie postawi ludzi pod murem, by zmusić ich do przyjęcia autentyczności Całunu. Wiara ma inne miary niż nauka, ale obydwa poznania prowadzą do prawdy". I przypomniał Pascala: „W tajemnicy wiary jest wystarczająca ilość światła dla tego, kto chce wierzyć, i wystarczająca ilość ciemności dla tego, kto nie chce wierzyć". Odnośnie do Całunu wiara idzie dalej - do końca bez końca. Do zmartwychwstania. Właśnie na zapytanie, czy doszliśmy z relikwią turyńską do końca, odpowiedział: „Jak nigdy Całun stał się wyzwaniem dla wszystkich i myślę, że sprawa pozostaje otwarta, ponieważ znaleźliśmy się wobec krzyczącej niezgodności między tym testem i innymi wynikami naukowymi, które wykazują, że datacja średniowieczna jest niemożliwa".
B. Barberis -profesor Mechaniki Racjonalnej na Uniwersytecie w Turynie - podsumował publikacje pierwszych dni stwierdzając, że „niestety, na tym wielkim bazarze głosów, wiadomości i wyroków, mało było wypowiedzi, które by podjęły bezstronnie problem bez popadania w sądy ideologiczne i udowadnianie na. siłę swoich racji. „Biedny Calun - pisze - ostatecznie on jest w końcu jedyną ofiarą!" W obszernym artykule pt. „Tajemnica pozostaje, co więcej, pogłębia się", analizuje fazę przygotowawczą do testu i stwierdza, że przebiegała ona powierzchownie i bez poszanowania specyfiki badanego przedmiotu. Laboratoria zachowały się bezkarnie i wyzywająco, stosując szantaż i presję, lekceważąc przyjęte na początku ustalenia, przede wszystkim powodując odsunięcie doświadczonych specjalistów i nie godząc się na jakąkolwiek kontrolę. Zaszkodziło to sprawie Całunu, ponieważ została przeprowadzona próba, która skomplikowała dalsze badania. Widać, że ta „szkoła" była potrzebna i należy z niej skorzystać w dalszym programowaniu badań. Tych, którzy się do nich włączą, powinien ożywiać jeden duch: zamiłowanie prawdy naukowej, a nie stawy czy reklamy.
W Polsce „czarny dzień" odbił się żywym echem, choć publikacje ukazywały się z opóźnieniem, spowodowanym cyklem wydawniczym tygodników. Treść prawie wszystkich artykułów i wywiadów można zaopatrzyć jednym tytułem: „Całun Turyński nadal strzeże swojej tajemnicy". Odpowiada on publikacji w Le Monde, która wprawdzie przyjmowała fakt datacji, lecz przytaczała wiele danych, ukazujących niezwykłość wizerunku całunowego. Dla dziennikarzy polskich udostępnił ten artykuł Biuletyn Specjalny, z którego skorzystały m.in. chyba tylko dwa tygodniki, przybliżając swoim czytelnikom jego treść.
Przegląd prasy zachodniej - zgodnie ze swoim tytułem - zamieścił Przegląd Katolicki przytaczając obiacie wypowiedzi dzienników i tygodników. Zapoznają nas one z wieloma danymi poprzednich badań, wykazującyh niezwykłość relikwii turyńskiej i jej burzliwą historię. Niektóre podejmują temat wiary i kładą nacisk na obecność Chrystusa zmartwychwstałego w Kościele, wobec czego wszystko inne jest drugorzędne i pomocnicze. Przegląd zamyka znamienne zdanie A. Frossarda, jakie wypowiedział po ogłoszeniu wyników testu C-14: „Ostatecznie wizerunek jest tylko pośrednikiem Osoby, a ta może nadal odgrywać swoją rolę z błogosławieństwem czy bez błogosławieństwa laboratoriów".
Reszta publikacji mi znanych, to własne opracowania. L. Ledóchowski w Tygodniku Demokratycznym przytacza wypowiedź N. Whiteheada: „Sprzeczność doktryn, to nie katastrofa, to szansa", dając przykład odkrycia nowego pierwiastka - argonu, który występując w połączeniu z azotem, był nieuchwytny, sygnalizując tylko swoją obecność przez różnicę jego średniego ciężaru, uważanego za niezmienny. Dalsze badania wpłynęły na odkrycie izotopów, przekraczające znaczeniem ujawnienie argonu. Wniosek? W chemii nie ma granic możliwości, nie ma też absolutnych pewników. „Może więc i dobrze się stało - czytamy w artykule - bowiem dopiero dzięki szokującemu wynikowi zwrócono uwagę na okoliczności dotychczas pomijane. I tak mamy już pierwsze reakcje uczonych, w tym niezwykle cenną, wręcz rewelacyjną tezę polskiego fizyka prof. dr hab. B. Makieja, który wykazał nieprzydatność metody opartej na rozpadzie promieniotwórczym węgla C-14 do określenia wieku płótna Całunu przechowywanego w Turynie". J. Chodasiewicz nawiązuje do tej tezy i tłumaczy ją faktem, że „test węglem C-14 można użyć z dobrym wynikiem jedynie wówczas, kiedy jest spełniony warunek: badany przedmiot musi pozostawać stale w podobnych warunkach jak za życia organizmu, z którego pochodzi. Jeżeli więc ilość izotopu będzie zwiększona, to wówczas wystąpi zjawisko pozornego skrócenia wieku badanego obiektu".
Koncepcję prof. B. Makieja przedstawia szerzej Przewodnik Katolicki. Uczony ten zwraca ponadto uwagę na wielowiekowe przechowywanie Całunu w srebrnym relikwiarzu, który wpływał na tworzenie się dodatkowej ilości C-14, wskutek dodatkowego promieniowania. Publikacji tej towarzyszy - poza wyjaśnieniem, co to jest metoda C-14 i tekstem komunikatu kard. A. Ballestrero - wywiad przeprowadzony z doc. dr hab. W. Fenrychem. Poza rozwinięciem tematu „Sporu o Całun", zwraca on uwagę na działalność grupy polskich syndonologów, którym przewodzi ks. doc. Jerzy Chmiel z Krakowa. Tworzą oni Studium Syndonologiczne przy Polskim Towarzystwie Teologicznym w Krakowie, zbierając materiały o Całunie i wykorzystując je do szerzenia wiedzy o tej relikwii. Polski syndonolog zwraca uwagę na fakt, że nasze publikacje różnią się od zachodnich brakiem niepewności: kładą nacisk na zjawisko niezwykłości wizerunku, łączącego się ściśle z tkaniną całunową, której specyfika wyklucza jakiekolwiek fałszerstwo.
Dla tygodnika Za i Przeciw L. Even przeprowadził wywiad ze znanym nam członkiem STURP, G. Riggim di Numana, który dokonywał pobrania próbki całunowej. Przyjmuje on na razie wyniki testu, ale zaznacza, że nie jest pewien, „czy w bliższej lub dalszej przyszłości nauka nie dojdzie do zupełnie innej konkluzji, albo czy przynajmniej nie zostanie zmuszona do mniejszej lub większej korekty swego obecnego stanowiska. Dlatego uznając wartość obecnych testów C-14 nie posuwa się do twierdzenia, że są one dostatecznym dowodem, iż Całun Turyński nie jest Całunem Chrystusa".
S. Budzyński i C. Stankiewicz na łamach Myśli Społecznej podają niezwykłe źródło dotyczące Całunu. Według zapisu wizji mistyczki Anny Katarzyny Emmerich (1774-1824), „oryginalny Całun z grobu Chrystusa zaginął pod koniec Średniowiecza. Zdołano jednak sporządzić kilka kopii, które powstały przez styk z oryginałem, w wyniku zajścia procesu transmisji o nieznanej istocie". Jest to źródło pozanaukowe, ale zaskakujące, przemawiające za słusznością testu C-14, na które mogą rzucić światło badania historyczne okresu sprzed 1357 r., jeżeli wizje Katarzyny Emmerich potraktujemy jako wskazówkę rzeczywistego wydarzenia.
Nie mogę tu pominąć jednej z moich publikacji. Wiadomość o wynikach testu „przywiózł" z Turynu wieczorem „czarnego dnia" Całunu dr F. Mandillo, dziennikarz agencji ANSA, uczestniczący w konferencji kard. A. Ballestrero. Znając naturę wizerunku relikwii turyńskiej i jej płótna, nie miałem wątpliwości, że coś musiało nie wyjść analitykom laboratoriów. Po kilku dniach Słowo Powszechne przeprowadziło ze mną wywiad, ponieważ jednak jego treść różniła się od tonu prasy zachodniej, został on opublikowany po dwóch miesiącach obok cennego artykułu A. Czerwińskiego pt. „Te wyniki to dopiero początek". A szkoda, gdyż ten „jedyny " dziennik katolicki mógł być pierwszy w ustosunkowaniu się do sensacji wyniku C-14... Po czterech latach nie mam nic do poprawienia w owym wywiadzie, ale go tu nie przytaczam, ponieważ jest dość obszerny. Pozwolę sobie tylko przytoczyć dwie odpowiedzi na dwa końcowe pytania:
- Jakie jest Pana przekonanie o całunowym wizerunku?
- Odpowiem słowami Jana XXIII, które wypowiedział, gdy
ujrzał ten wizerunek: Digitus Dei est hic! Jest tu obecny palec Boga.
- Czy nie stosuje Pan w tej chwili uniku?
- Nie. Autentyczność Całunu Turyńskiego nie jest nikomu
potrzebna jako dowód na istnienie Jezusa Chrystusa, bo jest ono faktem
historycznie niezaprzeczalnym. Nie jest potrzebna do wiary w jego Bóstwo ani
do przyjęcia za prawdę wydarzenia zmartwychwstania. Kościół przyjął świadectwo
Ewangelii głoszonej przez Apostołów i ich świadectwo o zmartwychwstaniu.
Całun jednak w uzyskaniu owego świadectwa odegrał pewną rolę, moglibyśmy powiedzieć - przykładową. Oto, co napisał Jan o sobie, gdy znalazł się z Piotrem w pustym grobie Jezusa: Ujrzał i uwierzył (J 20, 8). Czy widok płócien wpłynął na jego wiarę? Jakkolwiek było, całun wymieniony w Ewangeliach przestał być przedmiotem zainteresowania pierwszych chrześcijan - mówiąc inaczej: czynnikiem ewangelizacji, lecz nie przestał być przedmiotem czci. Tak pozostało do dzisiaj, chociaż nie tylko. Po dokładnym i niezwykłym w treści odczytaniu Całunu, ci którzy z nią się zapoznali, zdają sobie lepiej sprawę z ogromu cierpień Ukrzyżowanego, cała jednak ich uwaga powinna być skoncentrowana na osobie Chrystusa, na co zresztą władze kościelne kładą wyraźny nacisk. Z całą pewnością wizerunek na Całunie jest najdoskonalszym i najbardziej niezwykłym Jego, wyobrażeniem i to właśnie przekonanie zawarł kard. A. Ballestrero w wypowiedzi: „Kościół potwierdza swój szacunek i cześć dla tego czcigodnego Wizerunku Chrystusa".
Z publikacji stwierdzającej, że Całun Turyński jest falsyfikatem, przytoczę jedną: ze Znaków Czasu. Po dziesięciu dowodach o „żałosnej" wartości następuje ostatni. Oto jego treść: „Najbardziej przekonywającym dowodem na to, że żaden prawdziwy całun Chrystusa nie miał kiedykolwiek wejść do historii, jest fakt, że żadnej, nawet najmniejszej wzmianki nie znajdujemy w Piśmie Świętym odnośnie zachowania żałobnych szat Jezusa. Gdyby uczniowie, czy nawet Maria, matka Jezusa, byli związani z całunem, byłby on na pewno czczony przez pierwszych chrześcijan, a literatura wczesnochrześcijańska Kościoła wspomniałaby o nim. Jednak ani jeden autor Nowego Testamentu o czymś takim nie wspomina. Dlaczego? Odpowiedź jest jednoznaczna: takiego czegoś po prostu nie było". Po prostu jednak był, jak to stwierdzają trzej pierwsi Ewangeliści, określając to „coś" syndonem, czyli całunem, a czwarty z nich wymienia inne płótna i tzw. chustę. Inna sprawa to fakt, co się z tymi płótnami stało, bo musiało coś się stać, skoro na pewno były. Może zostały zniszczone, albo zakopane, albo też pobożne niewiasty rozdały je ubogim? Warto by było znaleźć jakąś rację owego ewentualnego zachowania się uczniów Jezusa...
A jednak w najwyższym stopniu jest prawdopodobne, że grobowe płótna Jezusa „mogły być" zachowane. Kategoryczne twierdzenie, że nie, nie jest logiczne i ... tolerancyjne. D. Sox - pastor Kościoła Episkopalnego - w swojej książce pt. Całun bez maski stwierdził, że Całun jest fałszywy, „ponieważ Bóg nie postępuje w ten sposób". Wiedzieć, jak Bóg powinien postępować, to wysoki stopień wtajemniczenia nadprzyrodzonego. W podobnym duchu brzmi wniosek omawianego artykułu: „Nie, Bogu nie zależy na tym, abyśmy w takich sprawach kierowali wzrok wstecz (...) Naszym koronnym przykładem jest życie Jezusa, a nie sposób w jaki został zabity na krzyżu".
Tak. Naszym koronnym przykładem jest życie Jezusa, ale również sposób Jego śmierci, z czym wiąże się sposób Jego ukrzyżowania. Śmierć ta jest najdalej posuniętym wyrazem miłości Boga do człowieka, a poznanie tego „sposobu" w najmniejszych nawet szczegółach, to poznawanie tej miłości okazanej „aż do końca" (por. J 13, 1). W tym właśnie pomagają nam krucyfiksy, a także Całun Turyński. Po prostu należy podchodzić do tej relikwii tak, jak adwokat amerykański J. Davitt, którego słowa nie wiem ile razy już przytaczałem ze względu na ich trafność: „Nie wierzymy w Chrystusa ze względu na Całun, lecz szanujemy Całun, ponieważ wierzymy w Chrystusa".
Autor artykułu w Znakach Czasu pt. „Całun Turyński - falsyfikatem!" pospieszył się z tym werdyktem, powtórzonym za naukowcami z Muzeum Brytyjskiego. Dyrektor tej szanowanej instytucji, który kierował testem C-14, wyparł się, by kiedykolwiek z jego ust padło tego rodzaju sformułowanie...