Głowa i oblicze

Wizerunek na Całunie mówi cały sobą, najbardziej wymowne jest oblicze. Jest to rzecz naturalna. Ale twarz Człowieka z Całunu kryje w sobie coś z życia, mimo że wizerunek przedstawia martwe ciało!

Nie jest to spostrzeżenie natury wyłącznie uczuciowej. Psychologowie zastanawiają się nad dysproporcją wyrazu tej twarzy z ogromem cierpienia, jakie musiał znosić Ukrzyżowany, nie tylko fizycznego, lecz także duchowego. O tym pierwszym mówią rany i urazy, ale jest to tylko jedno źródło bólu. Inne powodowała pozycja na krzyżu i bolesna reakcja organów wewnętrznych. Cierpienie duchowe jest jeszcze bardziej nieuchwytne, ale niemniej bolesne. Powoduje je świadomość opuszczenia, potępienia, odrzucenia, przede wszystkim jednak poniżenia i zhańbienia godności ludzkiej. Mniej odczuwają to traktowanie zbrodniarze - mówimy: "ludzie bez ludzkich uczuć" - których do rozpaczy doprowadza raczej ból fizyczny, na który reagują wrzaskami, wyciem i bluźnierstwami. Tak zachowywał się "zły łotr" (por. Łk. 23, 39). Archeologia dostarcza dowodu, że twarz ukrzyżowanych przybierała straszliwy wygląd, który zastygał w chwili śmierci i pozostawał. Rekonstrukcja ciała i pozycji na krzyżu Jehohanana - Żyda z I wieku, skazanego przez Rzymian - ukazuje jego twarz zdeformowaną bólem.

To, co zadziwia psychologów, to spokój malujący się na twarzy Człowieka z Całunu, mimo tylu cierpień fizycznych i duchowych. Tłumaczą ten fakt nie tyle silną wolą, co świadomością o sensie swojego cierpienia i śmierci. Tylko wiedza o nieporównywalnie wyższej wartości - zdaniem psychologów - mogła wewnętrzny spokój przekazać na zewnątrz w zachowaniu się i wyrazie twarzy. Niektórzy idą dalej i dodają, że głównym czynnikiem mogło być przekonanie o "życiu po życiu". Tym stwierdzeniem dotykają istoty tego, czego dokonał Chrystus... Zwyciężył śmierć!

Rzecz zadziwiająca. Wyraz twarzy człowieka na Całunie kryje w sobie niepowtarzalne piękno. Kryje, ponieważ rysy są niejako zamglone, tkwią w głębi obrazu, nie są "jak" namalowane, czy tak wierne, jak na normalnej fotografii. Pozwala to patrzącemu na pewne dopowiedzenie sobie wyglądu Jego twarzy, ale nawet właściwie nie o to chodzi. Patrząc na to oblicze odczuwa się głębię tajemnicy jej wyrazu, której nie jest w stanie oddać najdoskonalsze dzieło sztuki. Wyraził to Paweł VI, mówiąc w homilii: "Wszyscy artyści trudzili się oddać wygląd Chrystusa w kolorach i różnych ujęciach. Żaden z nich nie czuł się zadowolony. Może tylko Święty Całun odkrywa nam coś z tajemnicy tej postaci ludzkiej i boskiej" (4 VI 1967). Po prostu jest to taka fotografia, której odbiór może się dokonać tylko we wnętrzu każdego, kto na nią patrzy. W tym wypadku nie jest konieczne branie poprawki śladów cierpienia. Na negatywie czarno-białym nie rażą wycieki krwi, czy obrzmiała twarz. A jednak jest to oblicze Ukrzyżowanego.

Specjaliści z medycyny sądowej i chirurdzy patrzą jednak inaczej na to oblicze. Opisują to, co widzą, swoim językiem. Jest ono pokryte licznymi obrzękami i wybroczynami. Najbardziej wyraźny jest obrzęk prawego oka, z raną rozdzierającą powiekę, pod którą znajduje się duża opuchlizna. Ponad prawym łukiem brwiowym widoczne jest przecięcie skóry na długości 6 cm. Poniżej rana na prawym policzku w kształcie trójkąta z wierzchołkiem skierowanym w kierunku nosa. Również z prawej strony większy ślad po wyrwaniu włosów z brody. Podobne, lecz mniejsze, po lewej. Nie wspominają o tym Ewangelie, ale Żydzi traktowali tak bluźnierców, a właśnie o to przestępstwo religijne Jezus został oskarżony i skazany przez Wysoką Radę Sanhedryn na śmierć (por. Mk 14, 64). Potem był opluwany, policzkowany i bity pięściami po twarzy.

Lewa strona twarzy ukazuje mniej urazów: "tylko" opuchnięcie policzka, opuchliznę w okolicy podbródka i przecięcie łuku brwiowego szerokości 1 cm. Można przypuszczać, że zadającymi owe uderzenia byli ludzie ze środowiska kapłańsko-lewickiego; świadczą bowiem o osobistej nienawiści i wrogości, a ta przejawia się w biciu po twarzy, co zresztą do dziś odbierane jest jako najwyższy wyraz pogardy i znak poniżenia. Uderzenia te dokonywane były rękoma, co powodowało opuchnięcia, jedno jednak było szczególnie bolesne i okrutne. Oto jak je opisuje profesor medycyny sądowej Uniwersytetu Mediolańskiego, G. B. Judica-Cordiglia:

"W miejscu styku chrząstki z kością nosową, gdzie widać zdarty naskórek i obrzęk, w tym punkcie bierze początek lekkie odchylenie nosa na lewo. Jest to pozostałość po uderzeniu twardym przedmiotem zaokrąglonym o średnicy 4-5 cm, który końcem ugodził nos i jednocześnie miejsce nad kością jarzmową, gdzie już znajdował się obrzęk. Uderzenie kijem zostało wykonane przez osobnika, który znajdował się na prawo od bitego i trzymał kij lewą ręką".

Tylko Jan Ewangelista dokładniej opisuje fakt uderzenia Jezusa w obecności arcykapłana Annasza, używając słowa greckiego rapisma, tłumaczone- go zazwyczaj jako "spoliczkowanie" (J 18, 22). W rzeczywistości oznacza ono uderzenie kijem lub laską (od gr. rapis - kij).

Dotychczas patrzyliśmy na twarz Człowieka z Całunu na negatywie, ukazującym jej obraz w pozytywie. Wizerunek w negatywie znajduje się na tkaninie. Obecnie zajmiemy się wypływami krwi, która na płótnie tworzy plamy w pozytywie, na negatywie fotograficznym uwidoczniły się więc w negatywie. Przedstawiają się jako białe, podłużne, nieforemne wycieki.

Medyczne publikacje bibliograficzne opisujące te ślady są bardzo liczne. Nie ma wątpliwości, że zostały one spowodowane przebiciem naczyń krwionośnych na czaszce przez kolce korony cierniowej. Jak świadczą ślady, pokrywała ona cały wierzch głowy niby czepiec. W rzeczywistości była to imitacja korony typu wschodniego: mitry. Jest to jeden ze szczegółów na Całunie niezgodnych z tradycyjną sztuką sakralną. Przedstawia ona Chrystusa w koronie typu zachodniego, zazwyczaj dokładnie splecionej z kilku gałązek w formie kolczastego kręgu na wzór korony karolińskiej.

Mitra ta ściskała wierzch i boki czaszki. Na czole można doliczyć się 13 przekłuć, 20 z tyłu głowy. Ponieważ boki nie są widoczne, chirurdzy przypuszczają, że wszystkich urazów mogło być około 50. La Cava zaznacza, że pod skórą na głowie rozciąga się sieć unerwienia i naczyń krwionośnych, co powodowało obfity wyciek krwi i rozdzierający głowę bó1. Za życia wyciekała ona i wsiąkała we włosy aż do momentu zasklepienia ranek, po zdjęciu jednak mitry wypłynęła ponownie, gromadząc się głównie w tyle głowy. Nie tylko jednak położenie na płótnie spowodowało skierowanie się krwi na dół. Jej obfita obecność z tyłu głowy świadczy o styku korony cierniowej z drewnem krzyża szczególnie wówczas, gdy Człowiek z Całunu na nim był przybity i zmieniał jej pozycję w momencie podciągania się do góry. Dokładne badania wykazały zgodność miejsc wypływów z anatomią żyłek i tętniczek na głowie. Ten fakt został właśnie określony jako "najważniejszy szczegół wewnętrzny", przemawiający za autentycznością Całunu, ponieważ obieg krwionośny został poznany i opisany dopiero w 1593 r. Nie tylko ten szczegół mówi o tym fakcie, ale również samo koronowanie cierniem skazanego na ukrzyżowanie. Żadne źródło historyczne nie wspomina o tym szczególe poza Ewangeliami. Właśnie one opisują co skłoniło żołnierzy do zakpienia sobie z Chrystusa: został oskarżony, że czyni się królem, co zresztą sam potwierdził w rozmowie z Piłatem (por. J 18, 33-37; 19, 12. 15). Groźba Żydów w końcowej fazie nacisku, wyrażająca się w słowach: "Poza Cezarem nie mamy króla", nie mogła być zlekceważona przez namiestnika rzymskiego, jeżeli chciał piastować dalej swoje stanowisko, a może i zachować życie. Wpłynęła na jego decyzję. Wtedy więc wydal Go im, aby Go ukrzyżowali (J 19, 16). Piłat jednak zemścił się za tę groźbę i jednocześnie zakpił z Żydów, formułując tak tytuł winy, że odważyli się w tej sprawie interweniować. Sędzia rzymski nie zmienił jednak tekstu. Jego odpowiedź stała się przysłowiowa: Quod scripsi, scripsisti - Com napisał, napisałem (J 19, 22). I to w trzech językach, z których każdy miał swoje odmienne pismo. Trójjęzyczny napis brzmiał: Jezus Nazarejczyk Król Żydowski (J ł9, 19), w języku hebrajskim (ściślej - aramejskim), łacińskim i greckim. Pojawia się pytanie, czy jakiś skazaniec w owych czasach miał tytuł winy w ten sposób wypisany?
Nic więc dziwnego, że żołnierze ukoronowali Jezusa. Ale dlaczego cierniem? Archeologia dostarcza pewnych poszlak. W 1932 r. robotnicy, pracujący nad wzmocnieniem fundamentów klasztoru Sióstr Syjonu, który wzniesiony był na ruinach fortecy Antonia, natrafili na kamienie jej dziedzińca. Na jednej z płyt jest wyrzeźbiona tzw. gra w króla. Polegała ona na tym, że kto przegrał, musiał za karę poddać się zabawie: udawać króla, znosząc kpiny i nawet bolesne żarty. Tym razem "przegranym" mógł być Jezus z Nazaretu... Materiał był pod ręką. O tej porze roku palono ogniska na dziedzińcach (por. J 18, 18), a główny opał stanowiły gałęzie ciernistych krzewów.
Kierunki stróżek krwi wokół i na czole świadczą o przechylaniu głowy przez Chrystusa, które to ruchy można z łatwością odtworzyć i policzyć. Jedna z tych stróżek tworzy szczególny znak na czole. Wypływa ona nieco na lewo od środkowej linii pionowej podziału czoła, biorąc początek z żyły zwanej nadbloczkową i kreśli kształt cyfry "3", na tkaninie całunowej odwróconej. Prawdopodobnie wyrysowało ten znak zmarszczenie skóry czoła, spowodowane skurczem mięśnia czołowego, jako reakcji na ból
Taka jest opinia większości chirurgów, choć niektórzy twierdzą, że ten wymowny kształt spowodowały głównie ruchy głowy. Stróżka ta odbierana jest jako pieczęć autentyczności Całunu, ponieważ była odtwarzana na tzw. mandylionach wówczas, gdy znajdował się jeszcze na Wschodzie (przed X w.). Artyści wczesnego Średniowiecza uważali, że ten wyciek - choć inny od reszty - jest odbiciem loka włosów, tak go więc utrwalili. Nawet gdyby mieli wątpliwości, nie mogli inaczej odebrać tego szczegółu, ponieważ według powszechnego przekonania oblicze Jezusa na oryginalnym Mandylionie utrwaliło się na chuście i to podczas życia Zbawiciela. Uwzględnili również inną cechę wizerunku: brak szyi, stało się to jednak później. I jeden i drugi szczegół nie da się inaczej wytłumaczyć, jak utożsamieniem Mandylionu z Całunem. Rzeczywiście, na Całunie szyja nie jest widoczna. Tę przerwę w wizerunku spowodowało naturalne wklęśnięcie szyi, jak i pozycja głowy, utrwalona w stężeniu pośmiertnym ciała i częściowo zachowana po złożeniu go w grobie. Jeszcze jeden niezwykły szczegół ujawnia wizerunek głowy. Do lat siedemdziesiątych nikt nie zwrócił nań uwagi. Dopiero I. Wilson, historyk angielski i znawca sztuki, badając dokładnie wygląd tyłu głowy, wyodrębnił z Zarysów wizerunku obfity pukiel włosów w formie klina. Określił go jako "najbardziej zaskakująca cecha hebrajska Całunu". Inni historycy rzeczywiście potwierdzili tę modę w czasach Chrystusa: noszenia włosów zgarniętych z tyłu w pukiel w kształcie klina. Rabini i ortodoksyjni Żydzi potwierdzają ten zwyczaj. Ten szczegół jest jednym z wielu dowodów, potwierdzających autentyczność Całunu. Nie uwzględnia go nigdzie sztuka chrześcijańska, nie ma też o nim mowy w żadnym ze źródeł pisanych. Czy domniemany fałszerz mógł o tym szczególe wiedzieć?