Oko w oko z Całunem

Posuwałem się powoli w kolejce szerokiej na kilka metrów i długiej na kilkaset.
Ten potężny wąż ludzi wyginał się i wpełzał w drzwi jednej nawy katedry Św. Jana Chrzciciela w Turynie. Wychodził z niej drugą nawą i rozpraszał się po przedświątynnym placu.
Niezwykła kolejka grała kolorami ubiorów chyba z całego świata, rozbrzmiewała rozmowami w różnych językach. Nawet wówczas, gdy weszliśmy do katedry.
W miarę jednak zbliżania się do głównego ołtarza rozmowy stawały się cichsze, a zamilkły zupełnie, gdy zaczynaliśmy posuwać się jeszcze wolniej wzdłuż długiej gabloty, w której za kryształowym szkłem rozpięty był Całun Turyński.
Na żółtawym płótnie widniał podwójny wizerunek Ukrzyżowanego w pozycji poziomej. Biegł on między dwiema nieregularnymi smugami wypaleń, które zwęgliły i nadpaliły tkaninę całunową podczas pożaru w 1532 r. Po lewej stronie widniał wierzch ciała z głową w środku płótna. Z tym wizerunkiem stykało się jego odbicie od spodu. Wniosek jednoznaczny: martwe ciało zostało położone na jednej połowie prześcieradła i przykryte drugą, przez zawinięcie na głowie. Niedaleko, w Pinakotece Sabaudzkiej, znajduje się akwatinta - obraz G. B. Della Rovere z XVII wieku, przedstawiający tę scenę ewangeliczną.
Zarysy ciała było ledwo widać. Wyraźniej odznaczały się tylko te miejsca, gdzie ciało dotykało płótna. Były trochę ciemniejsze, w kolorze jasnej sepii. W miejscach głębszych ran - po koronie cierniowej i gwoździach, które przebiły ręce i stopy, widniały brązowawe plamy krwi. Najobfitszy jej wypływ spowodowało przebicie włócznią boku. Całe ciało znaczyły ledwo widoczne kreseczki po przecięciach skóry, spowodowane biczowaniem.
Mało kto słuchał komentarza opisującego wizerunek, który "od zawsze" był uważany za odbicie zmaltretowanego ciała Jezusa Chrystusa. Na twarzach rozjaśnionych światłem, przenikającym przez rozpiętą tkaninę,
malowało się współczucie, wzruszenie, zachwyt, zdziwienie, rzadko obojętność. Nogi zatrzymywały się same. Trzeba jednak było przechodzić dalej, by dać miejsce tysiącom innych pielgrzymów.
Na tę chwilę od 45 lat czekały miliony ludzi, o czym świadczy liczba tych, którym udało się przybyć do Turynu. W ciągu 43 dni przed Całunem przeszło ponad 3 miliony pielgrzymów i turystów, w tym 185 arcybiskupów i biskupów, 20 kardynałów, 600 dziennikarzy i fotoreporterów. Wśród wizytujących relikwię byli sprawujący rządy i parlamentarzyści, duchowni różnych wyznań, naukowcy i pisarze, sportowcy, niepełnosprawni i chorzy.

Dla tych ostatnich wyznaczone były cztery popołudnia. Ich procesja najbardziej wzruszała. Po uczestniczeniu we Mszy świętej przechodzili przed Całunem sami, lub prowadzeni przez przyjaciół, rodzinę, czy opiekunów. Wśród nich 155 na wózkach, 1223 na noszach. Razem około 12 000 osób. Była to grupa zorganizowana, ale wielu niepełnosprawnych codziennie wizytowało Całun w tłumie pełnosprawnych. Wyglądało to normalnie. Ale gdy przeczytałem o owej pielgrzymce w gazecie i zapoznałem się z wypowiedziami chorych, uświadomiłem sobie, że to oni byli "najwłaściwszymi" pielgrzymami, oni przeżywali spotkanie z Całunem, jako cierpiący z wizerunkiem Cierpiącego kiedyś na Golgocie, a teraz ... w nich. Utwierdziła mnie w tej myśli wypowiedź jednego z chorych: "Gdy zobaczyłem odbicie ukrzyżowanego Chrystusa, pomyślałem, że moje cierpienie jest niczym w porównaniu z Jego męką. Prosiłem tylko o cierpliwość w chorobie i siły do jej znoszenia. Co do mojego zdrowia... Niech się dzieje wola Boża".

Prasa zwracała uwagę na fakt, że nie nastąpiło żadne uzdrowienie. Tak jak od wieków, od pierwszego wystawienia Całunu w 1357 r. L. Fossati poświęca cały pierwszy rozdział w swojej książce rozważaniom tego dziwnego zjawiska i zaznacza, że relikwia Męki Pańskiej przez ten fakt jak gdyby "uwalniała się" od "zadania" uzdrowień, by być świadkiem dla wszystkich.

Duszpasterze grup chorych mówili do podopiecznych: "Nie proście tyle o cud, co o wzmocnienie wiary, miłości i nadziei".
Całun Turyński został wystawiony 26 sierpnia 1978 r. z okazji 400-lecia jego przybycia z Chambery (Francja) do Turynu (Włochy) w 1578 r. W tymże właśnie dniu został wybrany na papieża patriarcha Wenecji kard. Albino Luciam, który przybrał imię Jana Pawła I. Wracając z konklawe arcybiskup krakowski kard. Karol Wojtyła, przybył do Turynu, by wizytować Całun. Stał w środku głównej nawy i patrzył na relikwię, a potem długo na pielgrzymów przesuwających się bocznymi nawami. W rozmowie z dziennikarzami zwierzył się, że w okresie studiów seminaryjnych przeczytał książkę o Całunie z wielkim zainteresowaniem i był nią głęboko poruszony. "Teraz jestem szczęśliwy - powiedział - że zobaczyłem tę relikwię na własne
oczy". Był to dzień 1 września 1978 r. Któż mógł wówczas przypuszczać, że Jan Paweł I - po 33 dniach pontyfikatu - przejdzie do wieczności, a ten stojący przed Całunem kardynał, zajmie jego miejsce na Stolicy Piotrowej i przyjmie te same imiona?

Całun nawiedziłem 6 października. Przybyłem do Turynu, by wziąć udział w II Międzynarodowym Kongresie Syndonologicznym (od greckiego sindon - płótno "całunowe"), który rozpoczął się następnego dnia. Zgromadził on około 250 uczestników. Naukowcy i syndonolodzy (znawcy Całunu), podzielili się ostatnimi wynikami badań i studiów, które zadziwiały swoim zakresem, obejmującym wszystkie dziedziny wiedzy, zajmujące się człowiekiem żywym i martwym oraz tkaniną.

Ten płat lnianego płótna ze swoim tajemniczym wizerunkiem, stał się dla naukowców istnym poligonem badań i doświadczeń, jakich nie mogliby przeprowadzić na żadnym innym przedmiocie ze starożytności. Dr S. Waliszewski - który również uczestniczył w Kongresie i wygłosił komunikat w imieniu polskich syndonologów - w swojej książce (Całun Turyński dzisiaj, Kraków 1987), wymienia najważniejsze dziedziny wiedzy, wchodzące w zakres badań całunowych. Oto niektóre z nich: medycyna - szczególnie medycyna sądowa - chemia, fizyka, matematyka, astronomia, geografia, goniometria, tekstylologia, dendrologia, fotografika, ikonografia, orientalistyka, historia, archeologia, etnografia, numizmatyka, prawo, teologia, biblistyka...

Wystarczyłoby przejrzeć tytuły 69 referatów i komunikatów - z których obficie korzystam - by zorientować się, jakie możliwości badawcze daje Całun i jak głęboko fizyka nuklearna i technologia elektroniki komputerów wniknęła w tajemnicę jego tkaniny, by stanąć przed barierą niemożliwości wobec problemu powstania niezniszczalnego wizerunku Ukrzyżowanego na nim widniejącym. "Ani temperatura, ani silne światło nie wytworzyły odbicia" - głosił tytuł artykułu prasowego, popularyzujący wynik Kongresu.

Jak widać, problem ten fascynował wszystkich. Stawiał on uczonych wobec zagadki, jak gdyby wyzywał współczesną naukę, a raczej wskazywał na to, co najważniejsze: wymowa wizerunku. Autorka artykułu przytacza jedną z wypowiedzi grupy uczestników: "Dajmy spokój z analizą, która okazuje się bardziej niż zbyteczna i powiedzmy to ludziom. Całun ukazuje wizerunek Chrystusa".

Nie brakło jednak głosów na Kongresie udokumentowanych naukowo, by tkaninę całunową poddać analizie węgla C-14. Projekt ten poparło wielu uczonych. Nikt wówczas nie przypuszczał, że dokładnie po 10 latach, zostanie ogłoszony wynik owego testu, który wskaże na średniowieczne pochodzenie Całunu, mimo tylu danych, przemawiających za jego autentycznością. Wówczas jednak nie myśleliśmy o tym, zajęci niezwykłością odkryć i studiów takich uczonych, jak na przykład: M. Frei, J. P. Jackson, E. Morano, I. Wilson czy G. Tamburelli.

Wszyscy uczestnicy Kongresu nawiedzili Całun Turyński po zamknięciu katedry dla pielgrzymów. Staliśmy przed tym wizerunkiem "oko w oko". Co wówczas każdy z nas myślał? Nikt nie przeprowadzał z nami ankiety na ten temat, a byłaby bardzo ciekawa. Kto wie, czy któremuś z syndonologów nie przyszły na myśl słowa Chrystusa: Czemu to plemię domaga się znaku? (Mk 8, 12). Domagaliśmy się rzeczywiście, ale nie w sensie rozumienia współrodaków Jezusa, tylko dla lepszego poznania "opornego" wizerunku, który w tajemnicy trzymał nadal proces swojego powstania. Ale czyż nie powiedział on już wystarczająco dużo, by go zrozumieć?

Okazało się, że nie. Całun Turyński został pożegnany na specjalnym nabożeństwie w dniu 8 października 1978 r. Kard. A. Ballestrero powiedział wówczas w homilii: "W dniu zakończenia wystawienia Świętego Całunu odnosi się wrażenie, że dialog pomiędzy Jezusem a Tomaszem i pełne wybuchu poznanie tego Apostoła powtarzało się tu co dzień w Turynie. Znaki męki i śmierci Jezusa poruszyły uczucia milionów wiernych. Wydarzenie to, mające charakter nie zewnętrzny, lecz duchowy, stało się oddźwiękiem Ewangelii. Obecny tu był cały Kościół, reprezentowany przez wiernych ze wszystkich stron świata". I wezwał osierocony Kościół do modlitwy o szczęśliwy wybór nowego papieża.

Po tym nabożeństwie Całun został wyjęty z gabloty i zwinięty. Nie włożono go do srebrnej skrzyni, lecz przeniesiono do sali audiencyjnej Pałacu Królewskiego. Miał stanąć "oko w oko" z ekipą STURP, stowarzyszenia uczonych syndonologów, którego skrót nazwy nie będzie schodził ze stronic tej książki. Na tę chwilę naukowcy czekali od dziesiątek lat: na pierwsze dokładne badanie tkaniny całunowej.

Dowiedzieliśmy się o tym fakcie na Kongresie bez żadnych szczegółów. Tak się złożyło, że zajmowałem ten sam hotel, co ekipa STURP. Mogłem tylko obserwować niezwykłe ożywienie w holu i przeczytać artykuł w gazecie pt. "Laboratorium NASA w Pałacu Królewskim chce zrozumieć tajemnicę Całunu". Oto jego początek: "Amerykańska instytucja lotów kosmicznych wypożyczyła swoją sofistyczną aparaturę i »team« techników najbardziej wykwalifikowanych, by »zgłębić« Całun w detalach. Aparaty optyczne stosowane na statkach kosmicznych, inne, służące do wykrywania radioaktywności, jeszcze inne, wyposażone w różnego rodzaju promienie, a wszystko połączone w system komputerowy, ukazujący dane po sekundzie, zostały umieszczone w sali Pałacu Królewskiego, przylegającego do Kaplicy Guariniego. Technicy amerykańscy i włoscy, niektórzy uczeni różnych dyscyplin, zbiorą masę takich informacji, które nareszcie powinny dać wyczerpującą odpowiedź na pytanie o wiek płótna całunowego, a w szczególności o strukturę fizyczną wizerunku"'.

Rozpoczęte o północy badania trwały prawie 48 godzin: ilość czasu dozwolona przez prawo na zatrzymanie podejrzanego. Ekipa STURP wykonała około 6000 zdjęć "zwykłych" i specjalistycznych z różnymi filtrami i przy pomocy różnorodnych promieni. Uczeni poświęcili zebranemu materiałowi ponad 250 000 godzin studiów i badań! Ich "rzecznicy": K. E. Stevenson i G. R. Habermas, po niespełna trzech latach opublikowali popularnonaukową książkę z ich wynikami pt. Werdykt o Całunie.

Oto jedno z końcowych zdań:
"Wspólnota chrześcijańska powinna badać poważnie Całun i przekonać się, że to studium prowadzi do miłości Jezusa. Nauka może tylko towarzyszyć im na pewnym odcinku drogi: nie może ona wykazać w sposób niezbity, że człowiek z Całunu jest Jezusem Chrystusem. Jednak ci z nas, którzy dotknęli owych rąk »przebitych gwoździami«, mogą bez trudności przyjąć fakty dotyczące Całunu i mówić o Jego miłości".

Podczas gdy ekipa STURP i inni naukowcy badali tkaninę Całunu, przygotowywano srebrny relikwiarz na złożenie w nim - nie wiadomo na jak długo - relikwii turyńskiej. Specjalne wchłaniacze kurzu i prochów wyssały z wnętrza cenny materiał: część tego, co od wieków wniknęło w płótno całunowe. Będzie on badany.

Całun przekazany służbie jego opiekunów, został nawinięty na obity aksamitem wałek, złożony w relikwiarzu i przeniesiony do Kaplicy Guariniego, znajdującej się za głównym ołtarzem katedry Św. Jana Chrzciciela. Tam srebrny relikwiarz włożono do żelaznej skrzyni wyłożonej azbestem i zamknięto ją trzema różnymi kluczami: właściciela relikwii - ekskróla Umberta, arcybiskupa turyńskiego i przełożonego kapituły kanoników katedralnych. Skrzynię z relikwią dźwignięto na ołtarz kaplicy, umieszczając ją w sarkofagu w kształcie trumny za stalowymi kratami. Tak przechowywany był Całun od chwili ukończenia budowli tejże kaplicy w 1694 r. Zaprojektował ją opat Guarino Guarini, stąd jej nazwa. Ale nie dlatego zatrzymuję się przy tym zwykłym fakcie historycznym. Według projektu tego samego opata wzniesiono mniej więcej w tym samym czasie budynek, w którym obecnie mieści się Muzeum Egipskie w Turynie. Można w nim zobaczyć lniane płótna grobowe z końca XV wieku przed Chrystusem. Nie ma na nich żadnych śladów ciał zmarłych, ponieważ przykrywały tylko z wierzchu sarkofagi.

To pozornie nieznaczące zestawienie posiada swoją wymowę. Płótna lniane z muzeum zostały przeniesione do Turynu z Deir-el-Medina, Całun... Dowiemy się skąd. Teraz zwrócimy jeszcze uwagę na fakt, że nie jest to płótno czyste, lecz splamione krwią, z widniejącym na nim wizerunkiem Ukrzyżowanego. Wbrew nadziei naukowców, że materiały zebrane w 1978 r. dostarczą odpowiedzi na pytanie: jak powstał? - wynik ich badań pogłębił jeszcze bardziej jego tajemnicę. K. E. Stevenson i G. R. Habermas, tak kończą rozdział, dotyczący badań powstania wizerunku całunowego:
"Badania w 1978 r. dostarczyły nieodpartego dowodu, że powstanie wizerunku całunowego spowodował prawdziwy trup w prawdziwym grobie.
Naukowcy nie są w stanie stwierdzić w sposób »technicznie wiarygodny«, jak to się stało, lecz nieomylną konkluzją ich prac jest stwierdzenie powyższego faktu. Wizerunku nie mógł wykonać żaden fałszerz... W każdym razie, człowiek pogrzebany w Całunie był prawdziwym człowiekiem: Hebrajczykiem z I wieku, ukrzyżowanym przez Rzymian w sposób dokładnie odpowiadający opisom ewangelicznym, które opowiadają, jak Jezus został ukrzyżowany przez Rzymian".

Tajemnica ta pogłębiła się niepomiernie, gdy w 10 lat po wystawieniu Całunu w Turynie, z tegoż miasta rozeszła się po świecie szokująca wiadomość: test tkaniny całunowej wykonany metodą C-14 wskazał na średniowieczne jej pochodzenie! Naukowcy przyzwyczajeni są do tego rodzaju niespodzianek, ale wiadomości tej towarzyszył osąd nienaukowy: Całun jest falsyfikatem.

Prawda o tej relikwii turyńskiej jest inna. Jaka? Po przeczytaniu tej książki każdy będzie mógł ją sobie sformułować. Dlatego poprzedzam przebieg bulwersującego badania przedstawieniem wyników wieloletnich wysiłków naukowców, zmierzających do poznania Całunu.
On sam będzie mówił, czym jest. Będzie sam powoli odkrywał swój zapis od pierwszej chwili ujawnienia się wizerunku na pierwszej fotografii...