Poniżające badanie
Przeprowadzenie badania wieku tkaniny całunowej poniżyło świat nauki. Poniżenia - ze strony karbonistów - doznał również Kościół.
Proces analizy C-14 przebiegał w sposób nie liczący się z powagą zadania, jakiego podjęły się laboratoria. Właściwie żadne ze zobowiązań i ustaleń nie zostało zachowane. Próbki całunowe oddane zostały „na pastwę losu". Dostały się w ręce ludzi posługujących się wykrętami i szantażem. Było już jednak za późno.
Pierwszy krok „mafii" - jak później określi Gonella karbonistów - to pomniejszenie znaczenia próbek kontrolnych. Ich farsa spełniła swoją rolę. Drugi, to potajemna konsultacja. W jakim celu? I. Wilson tłumaczy ten fakt dyplomatycznie: „Nikt nie może poważnie podejrzewać, by któreś z trzech wmieszanych w tę sprawę laboratoriów bardzo poważnych, mogło w sposób zamierzony sfałszować uzyskany wynik, jednakże, gdyby zdarzyło się, że któreś z laboratoriów uzyskałoby datę całkowicie dezorientującą, na przykład IV, IX czy XVI wiek, pokusa skonsultowania się z innymi przed wręczeniem początkowych dat Muzeum Brytyjskiemu i Instytutowi Metrologii w Turynie, byłaby nie do pokonania, jeżeli nie z innej, to z przyczyny zaniepokojenia czysto ludzkiego, by nie znaleźć się poza tolerancją przyjęcia".
Pewne fakty wskazywały na zaniepokojenie laboratoriów. Działając z innymi uczonymi mogłyby dostarczyć ciekawych danych - właśnie w analizie pewnych różnic w uzyskanych datach, nawet minimalnych - które by sygnalizowały o „oporności" próbki całunowej. W tym wypadku żadne z nich nie ucierpiałoby na dobrym imieniu, gdyby tego rodzaju twórcza konsultacja się odbyła. Z chwilą jednak otrzymania próbek nikt z zewnątrz nie wiedział, co się z nimi dzieje. Podczas procesu analiz nie zostali zaproszeni jako obserwatorzy ani Gonella, ani inni przedstawiciele władz kościelnych, ani Riggi, ani żaden członek STURP, ani Vial, ani Testore, ani nawet Evin. Dopuszczono natomiast Soxa i Gove'a, osoby znane z upartego przeciwstawiania się autentyczności Całunu.
Jego próbki zostały oddane w ręce niefachowców w tym znaczeniu, że nie liczyli się z ich niespotykaną specyfiką. Żaden chemik nie został wezwany do uwiarygodnienia właściwego oczyszczenia skrawków całunowej tkaniny. Gove widział kawałek próbki w Tucson po oczyszczeniu i wydawała mu się czysta. Nawet nie użył lupy. Chemik zweryfikowałby stan czystości specjalistycznymi testami. Nikt nie mógł i nie może do dziś stwierdzić, jaki dokładnie był stan chemiczny włókien próbek. A od tego stanu zależał przecież wynik datacji! Obecnie należy przyjąć go „na wiarę", lub nie przyjąć wcale...
Tucson skończył analizę 6 maja 1988 r. Zgodnie z ustaleniami dwa pozostałe laboratoria powinny również zakończyć test. Jest jednak wykonywany „sztafetowo". Przyszła kolej na Zurych. Wolfli był gotowy „podjąć pałeczkę" i uczynił to w sposób imponujący. W dwa dni później przybywa do Zurychu Sox z telekamerami BBC, by nakręcić program dla Timewatch. Było to jawne zlekceważenie dyskrecji i jawna samowola laboratorium, które przecież „z przymknięciem oka" zostało wybrane przez władze turyńskie mimo kompromitującego błędu o 1000 lat, popełnionego podczas egzaminu, przeprowadzonego przez Muzeum Brytyjskie. Pokusa wystąpienia w telewizji była jednak silniejsza. Będzie to przecież program unikatowy.
Operatorzy filmują otwarcie czarnego pudełka i wyjęcie cylindrów z próbkami. Wolfli umie mówić do telewidzów. Wplata od czasu do czasu ciekawostkę, dowcip. Objaśnia, że pojemniki zostały odpowiednio zaprojektowane, by przetrwać jakiekolwiek nieszczęście, również katastrofę samolotową. I dodał z uśmiechem: „Ale w moim wypadku, kto by poszedł szukać ich w śniegach Alp?" Farsa kontrolnych próbek jeszcze trwa...
Skrawki tkanin zostały wyjęte z trzech pojemników i sfotografowane. Otworzono również kopertę z nićmi kapy św. Ludwika dostarczone przez Evina. Zważono je. Próbka Z 1 okazuje się lżejsza. Dlaczego? Dyrektor zauważa: „Czyżby utrata wilgotności podczas lotu?" - nie uświadamiając sobie, że cylindry są odporne nie tylko na katastrofę samolotową, ale w najwyższym stopniu wodoszczelne. Była to próbka całunowa. Znów pojawia się zagadka co do wagi. Dyrektor zuryski przewiduje jednak dalsze niespodzianki i opowiada o próbie C-14, jaką przeprowadził na obrusie teściowej. Okazało się, że istniał on już od 350 lat! Dla tego uczonego nie było jednak tajemnic. Próbka całunowa straciła wilgoć podczas lotu, obrus teściowej był prany w różnych proszkach...
W tak „naukowej" atmosferze następuje przed telekamerą czyszczenie próbek. Wykonuje je S. Trumbore. Najpierw ultradźwięki, następnie rozpuszczalniki chemiczne. Specjalista znajduje się w swoim żywiole. W 1987 r. laboratorium w Zurychu wykonało 1200 datowań: prawie cztery próbki dziennie. Na próbkę całunową potrzebny był... miesiąc. Opóźnienia tłumaczyli karboniści procesem starannego czyszczenia. To w Zurychu nie trwało długo. Film musi być interesujący i krótki.
I tu zaskoczenie. „Odwilgocona" próbka całunowa wykazała 1 (słownie: jeden procent!) zanieczyszczenia, wbrew wielokrotnym badaniom innych uczonych, którzy zanieczyszczenie tkaniny relikwii turyńskiej określali na 15 i więcej procent. Oto, co stwierdził w 1978 r. E. Morano, dyrektor Ośrodka Mikroskopii Elektronicznej w Vercelli: „Powierzchnia poszczególnych włókienek przedstawia się jako „zabrudzona" obfitą warstwą materiału obcego i to ściśle przylegającego do włókien tkaniny". Czyżby po 10 latach Całun uległ procesowi samooczyszczenia? Podobną „czystość" próbki całunowej potwierdził Tite, zaznaczając że skrawek oxfordzki zawierał normalne zanieczyszczenie jak każda inna próbka. Było to niezwykle ciekawe i zaskakujące zjawisko z punktu widzenia naukowego... W Zurychu też została normalnie oczyszczona: przy oślepiającym świetle jupiterów i w szumie aparatu filmowego.
Sox przebywał w laboratorium wystarczająco długo, by zdążyć zebrać obfity materiał do planowanej książki o wynikach badań. Zaczął ją pisać w sierpniu. Ukończył pod koniec września. Zdaje się, że wszystkie trzy laboratoria czekały na to dzieło. Właśnie pod koniec owego miesiąca embargo wyników zostało zdjęte. Tytuł jak najbardziej odpowiadał oczekiwaniom: The Shroud Unmasked - „Całun zdemaskowany", lub „Całun bez maski".
Sox już na początku maja wiedział o średniowiecznej datacji Całunu. Oto jak opisuje swoje przygody w Zurychu: „Datowania dokonywane były po północy. Neil Cameron i ja krążyliśmy wokół ETH o północy naszej pierwszej nocy w Zurychu, patrząc, gdzie by umieścić kamery. Nie było żywego ducha wokoło, tylko nieliczne światła różnych laboratoriów. Skądś dochodził przytłumiony zgrzyt. Nasza wyobraźnia widziała oporną próbkę, gotową do zniszczenia przez akcelerator- lub bardziej prawdopodobnie, był to ostatni jęk syndonologów, którzy marli, walcząc opornie w stawianiu czoła zmylonej dacie".
Zurych jednak nie był uprzywilejowany w niedyskrecji. Laboratorium w Tucson zaprosiło innego przeciwnika autentyczności Całunu i to z sekretarką, która była innego zdania. Gove założył się z nią o parę obuwia, gotowy na ten wydatek, ale przekonany o wygranej. I wygrał. Stawka wprawdzie nie była szczególnie szlachetna, ale pasowała do atmosfery panującej w owym środowisku. Był to dzień 5 maja. Następnego dnia chodził po sklepach...
Turyn zganił to postępowanie Zurychu i Tucson. Zwrócił się do Muzeum Brytyjskiego, by wyraziło swoją dezaprobatę odnośnie do osób zapraszanych z zewnątrz. Dyrektor Tite odpowiedział, że nie jest jego zadaniem pełnienie roli policjanta laboratoriów. Tymczasem dziwna dwójka „skontrolowała" dwa laboratoria. Trzeciego nie było potrzeby. Na Oxford miały spaść wszystkie gromy oburzenia ze strony Gonelli, trzeba było jednak jeszcze poczekać na wyniki tego laboratorium, które zostały wykonane 8 sierpnia. Zanim to nastąpiło, przecieki zaczęły działać. Już 10 maja włoska La Nazione podała wiadomość „od dobrze poinformowanych osób", że Całun jest średniowiecznym falsyfikatem. Następny rzut informacji ukazuje się na początku lipca. Tym razem historyk K. Rose orzeka, że „uchwycił sygnały" o średniowiecznym pochodzeniu Całunu. Te pogłoski można byłoby jeszcze porównać do „ciszy w eterze", która została przerwana sensacyjnym artykułem, jaki się ukazał po wykonaniu testu przez Oxford. Evening Standard na pierwszej stronie obwieszcza wielkimi literami, że Całun Turyński jest falsyfikatem wykonanym ok. 1350 r., czyli 7 lat przed jego pierwszym pojawieniem się w Lirey. Bomba dziennikarska podpisana jest przez R. Lucketta. Wszystkie dzienniki włoskie podejmują tę wiadomość, oraz wiele z innych krajów. Hall okazuje zaskoczenie i oświadcza: „Nie wiem, co to za diabeł, ten dr L. Luckett. Z nami nic nie miał do czynienia".
Trzymając się tego rodzaju słownictwa, możemy powiedzieć, że dla Gonelli rozpoczęły się piekielne dni. Jest zasypywany pytaniami, lecz nie może nic powiedzieć, nie mając oficjalnego zawiadomienia. Muzeum Brytyjskie milczy i czeka. Na co? Na książkę Soxa, czy na działanie prasy? Czas działa na korzyść karbonistów, a posądzenia - które się potęgują - nie pochodzą z ich strony. To opinia publiczna wyraża swój osąd, pełny upokorzenia dla władz kościelnych. Całun jest średniowieczny, a właściciel tej fałszywej relikwii - milczy. Prasa tłumaczy to zaskoczeniem i naradami, na których Kościół obmyśla manewr, jak wyjść „na cało" z tego skandalu. A może wzbrania się przyjąć „prawdy naukowej" o Całunie?
Gonella nadal nic nie może powiedzieć, aż do dnia, gdy Dinegar ze STURP stwierdza, że wszystkie trzy wykonane badania wykazują powstanie relikwii turyńskiej w średniowieczu. Gonella wybucha: „A nas jeszcze o niczym nie powiadomiono. Jest to zachowanie gburowate. Dali nam swoje słowo, teraz je zdradzili. Traktują nas jak ludzi niedorozwiniętych!".
Coraz bardziej utwierdza się opinia, że opóźnienie związane z oficjalną publikacją wyników wydaje się powodowane nieuznawaniem przez Kościół średniowiecznego pochodzenia tkaniny całunowej. Tymczasem Kościół stanął w tej poniżającej sytuacji na wysokości zadania: nie dał się sprowokować i czekał. Przestrzegał przyjętych zobowiązań, chociaż druga strona nie tylko że złamała je, lecz wykorzystywała powstałą nagonkę w celu większego upokorzenia „czcicieli świętych relikwii". Powagę przeprowadzonych prób ukazywał program BBC, który publikowany był nie pod zamierzonym. tytułem: „Werdykt o Całunie", lecz „Fragmenty prób". Cały był ukierunkowany na datę średniowieczną.
Wreszcie po 160 dniach od pobrania próbek Turyn otrzymuje od Tite'a wyniki testu. Kard. A. Ballestrero zachował milczenie, ale poczciwy włoski uczony, Luigi Gonella, wylał na zewnątrz swoje oburzenie, ujęte zresztą w trafne porównania:
„Bardziej poważnie zachowali się dozorcy katedry turyńskięj - pisze w La Stampa - którzy milczeli o pobraniu siedmiu centymetrów prześcieradła niż grono uczonych, które pozwoliło sobie na publikowanie w gazetach polujących na skandale, że Całun jest średniowiecznym falsyfikatem. Potraktowali Turyn jak jakiś kraj Trzeciego Świata. Kardynał Ballestrero został potraktowany tak, jak gdyby mieli do czynienia z dyrektorem prowincjonalnego muzeum. Potraktowano go jak proboszcza ze wsi. Naukowcy nie mieli zaufania do czynności pobrania skrawka Całunu, nie ufali kardynałowi i tłumnie przybyli do Turynu, a potem nie zgodzili się, by przedstawiciel Kościoła uczestniczył w badaniach i asystował w analizach jako obserwator. Już to powiedziałem i powtarzam: według mnie jest to antykatolicki spisek pewnych dobrze określonych kół, które teraz nie mogą oskarżyć Kościoła, że uchylił się od badania C-14".
Był to dzień 28 września 1988 r. Pojutrze została zawiadomiona Stolica Apostolska...