Przeproszenie za posądzenie
Książka D. Soxa o Całunie jako falsyfikacie ukazała się w dwa dni po ogłoszeniu wyników testu C-14. Jej wprowadzenie sięga daty sierpniowej. Środki masowego przekazu uprzedzają, analitycy natomiast opóźniają...
Całościowe sprawozdanie nie jest jeszcze gotowe! Test został wprawdzie przyjęty na podstawie sprawozdania statystycznego, ale nadal nie wiadomo jak przebiegała analiza. Owego sprawozdania nie podpisał Gonella. I miał słuszność. Żaden szanujący się uczony nie podpisze wyników pracy, w której nie brał udziału, lub jej nie kontrolował. Instytut Metrologii Colonnettiego też go nie podpisał, tak że karboniści musieli wyciąć część przygotowanego tekstu. Po prostu nie wziął na siebie odpowiedzialności za metody pomiaru, zakres czynności i stosowaną aparaturę. Stwierdził tylko w sposób znamienny: „Na podstawie przedstawionych nam danych nie mamy żadnych obiekcji odnośnie statystyki pomiarów". Szkoda tylko, że tak sformułowane w języku zrozumiałym dla naukowców - zdanie, znalazło swoje odzwierciedlenie w tekście komunikatu kard. A. Ballestrero. Oto jego brzmienie: „Prof. Bray z Instytutu Metrologii w Turynie, odpowiedzialny za sprawdzenie ostatecznych wyników przedstawionych przez dr Tite, ze swej strony potwierdził zgodność wyników osiągniętych przez trzy laboratoria, których pewność mieści się w granicach przewidzianych przez stosowaną metodę". Innymi słowami, Instytut Metrologii nie znalazł błędu w przedstawionych obliczeniach, ale nie był w stanie sprawdzić owych obliczeń z rzeczywistym wynikiem analizy, który nigdy nie był i nie zostanie ujawniony. Ten „język" naukowy zmylił wielu...
W końcu redakcja czasopisma popularnonaukowego Nature otrzymała tekst ostatecznego sprawozdania z przeprowadzonego przez laboratoria testu C-14 w dniu 5 grudnia 1988 r. Powinien się ukazać w specjalistycznym periodyku - jak to było ustalone. Karboniści nie chcieli zapewne obniżyć rangi swojego elaboratu, może raczej znaczenie całej sprawy. Niezrozumiały jednak był fakt, że ów tekst ukazał się dopiero 16 lutego 1989 r.! Został zredagowany z „niezwykłą szybkością" - jednej strony na miesiąc - licząc od początków sierpnia, kiedy to została wykonana ostatnia analiza. To ważne bowiem sprawozdanie obejmowało 4 strony. Aż cztery strony!
Żaden z 21 naukowców, którzy podpisali je, nie jest znany z badań Całunu. Nikt ze znawców tej relikwii nie został dopuszczony do uczestnictwa w pracach. Laboratoria zadecydowały, że wystarczy Tite jako osoba niezależna. Od kogo i od czego? Czy akceleratory i liczniki mogły być przez kogoś uzależnione? Przecież one wykonywały czynności. „Jakikolwiek Włoch był podejrzany - wspomina gorzko Gonella - a jakikolwiek Turyńczyk podwójnie podejrzany. Zgodziliśmy się, ponieważ znaleźliśmy się w delikatnej sytuacji. Jeżeli ktoś odrzuca, odrzucenie to bywa tłumaczone jako dowód chęci oszustwa". Delikatna sprawa miała pierwszeństwo przed sprawą Całunu.
Kto się boi, tego można straszyć dalej. Nie odbyło się więc w Turynie przewidziane spotkanie końcowe między przedstawicielami laboratoriów dla przedyskutowania wyników. Zostały „zwyczajnie" wysłane do Muzeum Brytyjskiego i przez „kogoś" obliczone. Nie była nawet potrzebna fikcja ostatniej dyskusji.
A co czytamy w sprawozdaniu na łamach Nature? Ciekawsze jest to, czego nie można przeczytać. W opisie historii Całunu nie ma nawet wzmianki o pożarze w 1532 r. Albo dwudziestu jeden laborantów o nim nie słyszało, albo wydarzenie to „wstydliwie" pominięto. Nie ma również mowy o jakimkolwiek wyniku innych badań. Jest tylko wzmianka, że były dokonywane. Relacja o procedurze pobrania próbek 21 kwietnia 1988 r. nie odnosi się do żadnego ustalonego protokołu. Jest przedstawiona dowolnie.
Co za ironia losu! Sprawozdania naukowe z innych badań Całunu obejmują dziesiątki nieraz stron. Najważniejsze z nich - tylko cztery. Karboniści nie zaspokoili oczekiwań odsuniętych od analizy naukowców, nie tylko ze względu na wyżej wymienione braki, zdradzające złą wolę albo zwykłą ignorancję. Uczonym chodziło przede wszystkim o daty tzw. początkowe, oraz tzw. wyniki pomiarów surowych analizy, dla nich najciekawszych i najwięcej mówiących. Z nich to bowiem urabia się dalsze pomiary. Zostały ukryte w szufladach laboratoriów, lub też bezpowrotnie zniszczone. Skontrolowanie więc końcowego wyniku stało się niemożliwe. Test nie jest w pełni udokumentowany!
Co jednak wiadomo z owych „niewiadomych"? Wyniki dla próbek kontrolnych były takie, na jakie wskazywały dane archeologiczne, natomiast dla próbki całunowej laboratoria wypracowały dwa interwały: 1262-1312 i 1353-1384 r. Streszczone one zostały w sławne „1260-1390". Jest to jednak już zsumowanie wyników trzech laboratoriów. A jakie uzyskało każde z nich z osobna?
Dla naukowców był to jednak wystarczający sygnał o niejednorodności w oczekiwanej obecności C-14, a więc nienormalnej. Van Haelst zauważa, że w takim wypadku próbka powinna być wycofana, ponieważ nie miała jednolitego rozłożenia węgla radioaktywnego we wnętrzu celulozy. Laboratoria nie dostarczyły dokładniejszych danych. Dr A. Bray, dyrektor Instytutu Metrologii w Turynie okazał wysoką kurtuazję i ... zawodową solidarność, skoro na podstawie „ugniecionych" już dat dopisał uwagę obok położonego przez siebie podpisu na sprawozdaniu laboratoriów: „Na podstawie przedstawionych nam danych nie mamy żadnych obiekcji odnośnie do statystyki pomiarów".
Jeszcze raz powróciliśmy do tego sformułowania, ponieważ dane statystyczne odgrywają ważną rolę w datacji C-14; sygnalizują błąd statystyczny. Bardzo delikatnie na ten „szczegół" zwrócił uwagę dr A. Bray, gdyż nie omieszkał sformułować następującego wniosku obok powyższego oświadczenia: „Rozrzut danych między laboratoriami jest o wiele wyższy dla próbki Całunu niż dla innych". Oznacza to, że próbka całunowa była bardziej zanieczyszczona od innych. Tymczasem Zurych oświadczył, że zanieczyszczenie jego próbki wynosiło 1 %! Wniosek: zanieczyszczenie było takiego rodzaju, że nie zdradzało swojej obecności, a mogło wpływać decydująco na wyniki. Jak trzeba liczyć się z wypowiedziami, gdyż nie wiadomo kiedy zadziałają w sposób niechciany...
Laboratoria zlekceważyły ten sygnał Gonella na Konferencji w Rosetum powiedział: „Jeżeli istnieje typ zanieczyszczenia, którego czyszczenie nie usuwa, to naturalnie jest ono niewidoczne. W rzeczywistości szczegóły są takie: mogą usunąć niepewność. Na przykład, zamiast 1300 z niedokładnością do 150 lat, może być 1300 z niedokładnością do 400 lat. Nie zmieni to sprawy. Jednak jako metrolog, ani ja, ani Colonnetti, nie jesteśmy po tym wszystkim pod wrażeniem wiarygodnej dokładności pomiarów".
Było już jednak za późno na te naukowe uwagi. Datacja średniowieczna Całunu obiegła cały świat, choć nie została przyjęta bezkrytycznie. W wypadkach jednak pomówienia nawet odwołanie nie usuwa jego dalszego działania w podświadomości. Nie wiem, czy do opinii publicznej z równą mocą - jak sensacja o Całunie jako fałszywej relikwii - dotarło wyparcie się Tite'a określenia go falsyfikatem? Owa zmiana poglądu nastąpiła po Międzynarodowym Sympozjum nt. Całunu, które odbyło się w dniach 7-8 września 1989 r. w Paryżu. Uczeni przyjęli na nim ważność wyników datacji C-14, lecz ostro je skrytykowali z podaniem silnych argumentów. Ratując swój „autorytet" wobec autorytetów światowej sławy naukowców, Tite wysłał do Gonelliego list następującej treści:
„Piszę, wyjaśniając fakt, że osobiście nie utrzymuję, by wynik datowania węglem radioaktywnym Całunu Turyńskiego wykazywał, iż Całun jest falsyfikatem. Jak to Pan stosownie zauważył, zaliczenie Całunu do falsyfikatów kryje w sobie zamiar oszustwa, a datacja węglem radioaktywnym nie jest żadnym wyraźnym dowodem na podtrzymanie tego przypuszczenia. Co do mnie, zawsze usiłowałem starannie unikać słowa falsyfikat w dyskusjach nad datacją węglem radioaktywnym Całunu, lecz obawiam się, że opisywanie Całunu jako falsyfikatu wcisnęło się jeszcze w niektóre artykuły dziennika, opierając się na wywiadach przeze mnie udzielonych. Stąd mogę tylko jeszcze raz przeprosić za jakikolwiek problem, który tego rodzaju obsługa dziennikarska spowodowała Panu i innym w Turynie". Tylko w dzienniku Avvendre - jeżeli chodzi o prasę codzienną - znalazłem ten list z przeproszeniem, z obszernym omówieniem owego wydarzenia, pt.: „Całun uniewinniony". Chrystus nie stracił więc swojego grobowego płótna!
Właściwie wykrzyknik ten nie jest potrzebny. Do stwierdzenia, że Całun Turyński nie jest falsyfikatem, nie trzeba było oczekiwać na wyznanie Tite'a. Po prostu takiej relikwii nikt nie był w stanie wyprodukować w Średniowieczu i nie jest w stanie uczynić tego dzisiaj. Naukowców jednak ekscytuje wyzwanie, jakie im rzuca „bezbronne" płótno, które od blisko 2000 lat broni się „samo" w wirze dziejów i nieobliczalnych nieraz działań ludzkich. Nie jest to tylko moje spostrzeżenie. Oto jak I. Wilson kończy swoją książkę: „Jest paradoksem, że wszystkie budowle, w których przypuszczalnie przechowywany był Całun aż do XV wieku, nie ostały się w ciągu burzliwych dziej owych wydarzeń, a jednak ten nietrwały kawałek płótna dochował się do naszych czasów w postaci prawie nienaruszonej".
Zapewne już nigdy relikwia ta nie zostanie oddana w ręce specjalistów jednej dziedziny nauki. Na sympozjum paryskim przypomniano, że nie istnieje rozwiązanie naukowe dla Całunu, które by było jednodyscyplinarne, ponieważ jest on przedmiotem unikatowym. Omówiono również program dalszych jego badań i sposoby ich przeprowadzania.