Tajemnica Świętego Oblicza

Wizerunek z Całunu jest mglisty, monochromatyczny, ciemnobrunatny, o odwróconej tonacji świateł i cieni. Dziś już wiemy, że sprawia wrażenie negatywu. Ale sto lat temu dla Secondo Pia, autora pierwszej fotografii Całunu Turyńskiego, zdumiewającym odkryciem było, gdy wizerunek z Całunu przybrał już na negatywie rzeczywistą postać człowieka! Ta pierwsza fotografia stała się powodem ogromnego zainteresowania nauki świętą relikwią.

W 1931r. w ręce francuskiego biologa Paula Vignon (od lat badającego przyrodoznawcze aspekty Całunu) dostały się doskonałej jakości czarno-białe fotografie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już tę widział. Doprowadziło go to do zaskakujących odkryć z dziedziny....sztuki. Jego zdaniem rysy twarzy z Całunu są analogiczne do wielu na bizantyjskich Mandylionach i zachodnich "Weronikach". Porównują ikonograficznie szczegóły wizerunków Chrystusa z VI do XIV w., uczony ten doszedł do niezwykle interesujących wniosków. Na popularnych scenach pastoralnych z Chrystusem jako Dobrym Pasterzem sztuka chrześcijańska przed VI wiekiem wykazała związki z prastarymi wyobrażeniami mityczno - religijnymi greckimi i rzymskimi, a także żydowskimi, choć postaci Jezusa bardzo rzadko nadawano wyraźnie semickie cechy. Dobry Pasterz najczęściej ma młodzieńczą, okoloną lokami twarz i jest bez brody.

I nagle VI wiek przynosi w sztuce definitywne zmiany. Malarstwo wyzwala się z idealistycznej formy sztuki hellenistycznej, zachowując jednak piękno jej linii i proporcji. Rysy twarzy Chrystusa przybierają jednorodne cechy, a kanonem artystycznym staje się frontalny typ portretu, wykazujący uderzające podobieństwo do Twarzy z Całunu Turyńskiego! Od tego czasu włosy na ikonach są zawsze długie i rozdzielone po środku głowy, broda jest rozwidlona, nos długi i bardziej wydatny oraz głęboko osadzone oczy i szerokie źrenice. Wiek VI stał się granicą, od której Paul Vignon rozpoczął swoje porównawcze, bardzo skrupulatne dociekania.

Całun z odbiciem ciała Chrystusa po zdjęcie z krzyża, zwany inaczej Sindone, należy do grupy obrazów określanych mianem archeiropita - " wizerunek nie sporządzony ręką ludzką". Do tego samego typu ikonograficznego należą, popularny na wschodzie Mandylion, będący obrazem Chrystusa nie cierpiącego (zachowały się ikony z X-XI w.) i rozpowszechniona po 1400r. w sztuce zachodniej - chusta św. Weroniki (veraikon) z odbiciem twarzy Chrystusa cierpiącego. W pierwszych wiekach naszej ery darzono je ogromną czcią i przypisywano wielkie znaczenie, gdyż zgodnie z filozofią neoplatońską, która miała wpływ na umysłowość ówczesnych ludzi, ikona służyła za "dokładne odbicie" (vera icon) przedstawionej osoby. Wierzono, że swą wewnętrzną moc udziela kontemplującemu ją wiernemu. Historia pierwszego Mandylionu (chusty), wiąże się z królem Edessy ( dziś Urfa we wsch. Turcji), Abgarem V, panujących w latach 13 - 50 po Chrystusie Jak podają przekazy apokryficzne, nieuleczalnie chory na trąd król Abgar wysłał poselstwo z zaproszeniem do Edessy dla Jezusa. Chrystus nie mógł przybyć osobiście, lecz przekazał królowi przez ucznia Thaddeusa wizerunek swojej twarzy, powstały po otarciu oblicza. Po cudzie uzdrowienia król Abgar i całe miasto przyjęło nową wiarę, czcząc Mandylion jako świętą relikwię. Przechodził on, jak podają teksty, liczne koleje losu: w latach powrotu do pogaństwa zamurowano go na stulecia w niszy nad zachodnią bramą Edessy. Potem, ok. 527r. Cesarz Justynian wyasygnował pieniądze na budowę katedry Hagia Sophia, aby przechowywać w niej to święte płótno.

Pomińmy jednak dalsze, niezwykle interesujące losy Mandylionu z Edessy, za to skupimy się na jego tak intrygujących i prawdopodobnych związkach z Całunem. W "Dziejach Thaddeusa", apokryfie należącym do greckiej literatury, występuje tylko raz i tylko w odniesieniu do "świętego oblicza" z Edessy słowo tetradiplon, co znaczy "czterokrotnie złożony we dwoje".

Odkrycie to skłoniło Iana Wilsona, autora doskonałych książek o Całunie Turyńskim, od lat zajmującego się badaniem historycznych dowodów związanych z postacią Chrystusa, do czterokrotnego złożenia we dwoje fotografii Całunu. Efekt tego doświadczenia okazał się zdumiewający. Twarz na całunie wyglądała dokładnie jak na kopiach "świętego oblicza" z Edessy! Tożsamość Mandylionu i Całunu jest więc wielce prawdopodobna, a czterokrotnie złożone płótno grobowe mogło sprawiać na oglądających je od VI do X w. wrażenie Mandylionu. Uderzające podobieństwo Twarzy z Całunu do bizantyjskich ikon powstałych po VI w. doprowadziło wspomnianego już Paula Vignon do wyodrębnienia 15 cech oblicz z Całunu, świadomie powtarzanych w dziełach sztuki.

Jest bardzo prawdopodobne, że wizerunek z Całunu został w VI w. skopiowanych, aby służyć jako wzór " prawdziwej podobizny Chrystusa". Kolejnym przykładem intrygującego podobieństwa jest Twarz Chrystusa ze srebrnej wazy VI w. znalezionej w mieście Homes (starożytna Emesa) w Syrii, a przechowywanej w Luwrze.

Ta płasko rzeźbiona, wierna kopia Twarzy z Całunu podważa także datowanie metodą C-14 ( wiek płótna w badaniach przeprowadzonych 10 lat temu określa się w przedziale lat 1260 a 1390 po Chr.).

Sceny "opłakiwania, w którym po raz pierwszy ukazane jest martwe ciało Chrystusa leżące w pozycji znanej z Całunu, pojawiają się w sztuce około roku 1025. Występuje w nich długi i szeroki pas płótna, odpowiadający pełnej długości Całunu. Wcześniej w scenach tych ukazywano ciało Jezusa owinięte w wąskie bandaże. W zaliczanym do najwcześniejszych dzieł w języku węgierskim rękopisie "Modlitewnika" (Pray Codex), powstałym w latach 1192 - 1195, na jednym z czterech rysunków wykonanych piórkiem i tuszem (folio 28), znajdującej się w części zatytułowanej "Mowapogrzebowa", widoczny jest nagi Jezus z rękami skrzyżowanymi na lędźwiach, przy czym prawa ręka spoczywa na lewej tak, jak u postaci na Całunie! Dolna scena tego przechowywanego w Bibliotece Narodowej im. Szechenyiego w Budapeszcie, godnego szczególnej uwagi rysunku, przedstawia trzy Marie przy pustym grobie i anioła nieopodal nich. Widoczne na rysunku cztery maleńkie otwory w płycie grobu i na podwiniętym płótnie uznano za istniejące w Całunie Turyńskim uszkodzenia, spowodowane być może rozpalonym prętem, a powstałe przed pożarem w Sainte Chapelle w Chambery w 1532 r. Niezwykle interesujący jest ornament płyty grobu, będący reminiscencją jodełkowego, skośnego splotu tkaniny Całunu. Reprodukcję ilustracji z tego najstarszego na Węgrzech Kodeksu należą do rzadkości, tym bardziej cieszy możliwość pokazania ich czytelnikom "Miejsc Świętych".

Fenomen Wizerunku na Całunie jest pozbawiony jakiegokolwiek śladu konturu, niewyraźny, trójwymiarowy obraz. Jest to tym bardziej zastanawiając, że brak konturu w obrazach nie występował w sztuce przed wiekiem XIX. Cechą tą charakteryzują się dopiero pejzaże angielskiego malarza Turnera oraz sławny, malowany pod koniec XIX wieku cykl obrazów "Katedra w Rouen" a także spowite we mgłę obrazy z Londynu francuskiego malarza Clauda Monet. Tych kilka uwag o Całunie i jego związkach ze sztuką nie ma świadczyć o jego autentyczności, ale zwrócić uwagę na jego niepodważalny, choć wciąż tajemniczy, trwający przynajmniej przez dziesięć stuleci wpływ na sztukę. Całun nie jest i nigdy nie będzie dowodem. Nie uwierzyli w Chrystusa nawet ci, którzy byli świadkami Jego cudów.