Posłaniec Św. Antoniego z Padwy, lipiec - sierpień 1998,Życie w Kościele, Krótko o Kościele, s. 18. |
Całun Turyński
Niedawny pożar w katedrze Turynu (11.04.1997), podczas którego strażakom udało się uratować niezwykłą relikwię, jaką jest całun turyński, sprawił, że całun stał się znów przedmiotem szczególnego zainteresowania. Przed ponownym umieszczeniem go w odnowionym miejscu kultu, został wystawiony na widok publiczny w turyńskiej katedrze, gdzie można go oglądać od 18 kwietnia do 14 czerwca bieżącego roku.
Wiele już razy prowadzono badania historyczne próbując odtworzyć dzieje całunu. Dzieje te zawierają pewne luki, których prawdopodobnie nigdy wypełnić się nie da. Przy pomocy wszelkich możliwych metod prowadzono także różnego typu badania naukowe, próbując ustalić czas pochodzenia materiału całunu oraz czas i sposób utrwalenia się na nim śladów postaci, którą spowijał.
Badania naukowe nie są w stanie udzielić odpowiedzi jednoznacznej i ponad wszystko pewnej, że jest to całun, w który owinięto ciało Pana Jezusa, gdy składano je do grobu. Coraz więcej uczonych, którzy zajmowali się i zajmują tą sprawą, stwierdza, że nie ma też właściwie takich argumentów naukowych, które podważałyby twierdzenie, że jest to oryginalne płótno, w które owinięto naszego Pana.
Jednym z najbardziej niezwykłych zjawisk, związanych z całunem jest fakt, że kryje on mało widzialny dla zwykłego oka, a niezmazywalny obraz - ślad postaci człowieka, który na fotografii staje się na tyle wyraźny, że pozwala odtworzyć obrysy ciała i miejsca zranień. Od 1898 r., kiedy to po raz pierwszy prawnikowi Secondo Pia udało się tak sfotografować całun, że na fotografii można było wyraźnie widzieć zarys twarzy, jesteśmy przekonani, że teraz w przybliżeniu znamy twarz Jezusa Chrystusa.
Pożar katedry przyczynił się do przeprowadzenia kolejnych studiów nad całunem oraz do publikacji wielu książek i artykułów, do pogłębienia wielu wniosków dotyczących tej niezwykłej relikwii, jakby Bóg przed Jubileuszem 2000 chciał mam przypomnieć o tej pamiątce, nie tylko nie dość nam znanej, ale czasem lekceważonej tak przez wiernych, jak i przez urzędowych przedstawicieli Kościoła.