Mandylion z Edessy


Rewolucja w badaniach nad Całunem

W tym miejscu należy zatrzymać się nad wizerunkiem z Edessy aby zrozumieć hipotezę, która bezpośrednio, niosąc możliwe rozwiązanie historycznego zagadnienia istnienia Całunu w pierwszym tysiącleciu, i pośrednio, powodując nieobojętny wysiłek nauki w celu oceny jego wiarygodności, wywołała rewolucję w badaniach historii Turyńskiej Relikwii. Wytyczono w ten sposób nowe szlaki poszukiwań, które, będąc przede wszystkim dziełem cytowanych już Wilsona, Dubarlego i Gino Zaninotto, uruchomiły ogromną ilość informacji i niemniej ważnych tekstów Niełatwo jest prześledzić historię tego wizerunku oblicza Chrystusa. Jego pochodzenie, jego ugruntowanie się, a także samo jego istnienie są sprzeczne z aurą legendy, która otacza dzieje innych wizerunków twarzy Zbawiciela, pojawiających się w historii chrześcijaństwa. Pod tymi hipotezami kryje się jednak prawda, którą trzeba odkryć.

Legenda o listowej korespondencji pomiędzy Jezusem a królem Edessy

U podstaw Mandylionu leży legenda o listowej korespondencji pomiędzy Jezusem a królem Edessy Abgarem V, który będąc chorym, poprosił go o uzdrowienie. Według innych źródeł list Jezusa zastępuje odpowiedź ustna, zawierająca również obietnicę, iż miasto Edessa nigdy nie zostanie zdobyte, a towarzyszy jej stół, na którym Hannam archiwista króla i jednocześnie wysłany do Jezusa przez Abgara malarz, namalował portret Zbawiciela (Dottrina di Addai, IV lub VI wiek). W wyniku przepisania tego tekstu ponownie zmienia on swoją wersję. Wysłannik Abgara, oprócz dostarczenia listu, miał także za zadanie dokładnie obejrzeć Jezusa, aby prawdopodobnie móc go potem opisać i odtworzyć Jego wygląd. Ale ponieważ nie był w stanie uchwycić Jego podstawowych rysów, sam Jezus poprosił o ręcznik. Dano Mu płótno złożone na czworo (tetradiplon). Jezus, umywszy się, osuszył sobie twarz, a na ręczniku pozostał odbity Jego wizerunek (Atti di Taddeo, druga polowa VI-VII wieku). Podkreśliłem termin szczególny - tetradiplon - ponieważ w dużej mierze odpowiada on za narodziny teorii o badanym przez nas Całunie. Wilson istotnie zauważył, że Całun złożony na czworo tworzy prostokąt, w którego środku widnieje sama twarz. Niektóre stare reprodukcje Mandylionu rzeczywiście przedstawiają prostokąt o dłuższym bolcu u jego podstawy, przykryty kratą o otworach w kształcie rombu, ze znajdującym się pośrodku medalionem, z którego wyłania się twarz. Poza tym na fotografiach Całunu odnaleziono ślady które możemy odnieść do dawnego złożenia na czworo.

Tradycja sprzed IV wieku

Tradycja, mówiąca o istnieniu wyobrażenia twarzy Chrystusa, jest zatem bardzo stara - poprzedza IV wiek - jakkolwiek jej powstanie zdaje się bardzo mgliste, a czas i sposób, w jaki wizerunek dotarł do Edessy niejasne. Ponadto swobodnie zapożycza różne elementy i informacje od innych wizerunków oblicza Chrystusa. Pomyślmy tylko o tradycji chusty Weroniki. Równie trudne jest prześledzenie rozwoju historii wizerunku z Edessy który na jakiś czas całkowicie znika z opisów miasta. Pojawia się ponownie w kronice autorstwa Evagro Scholastyka, opisującej oblężenie Edessy przez Persów w roku 544, powstałej w około 50 lat po tych wydarzeniach. W tej kronice autor cytuje wizerunek Oblicza, tym razem określony jako <<nie ręką ludzką uczyniony>> - był to termin używany do określania wizerunków w cudowny sposób odciśniętych bez udziału ludzkiej interwencji - który przyniesiony na pole walki, rozgromił nieugaszonym ogniem oddziały nieprzyjaciela. Nieprzypadkowym jest okres, w którym Atti di Taddeo (jak widzieliśmy) zmieniają w cudowny sposób poprzednią wersję Dottrina di Addai. Nieco później najnowsza tradycja doda, iż wizerunek w cudowny sposób został odnaleziony w niszy murów miejskich, gdzie ukryto go lalka wieków wcześniej, co usprawiedliwiałoby milczenie poprzednich źródeł. Wychodząc poza legendę, nie ulega wątpliwości, że właśnie w VI wieku ustala się charakterystyczna typologia twarzy Chrystusa. Od tego momentu przeznaczeniem Mandylionu jest triumfalny pochód ku powszechnej sławie. Dowodem na to są liczne tego zapisy Istnieje również jeden powód szczególny: jest to czas kryzysu ikonoklastycznego, potępiającego kult wizerunków jako pogańskiego zwyczaju. Pośród tych, którzy bronili jego słuszności jako prastarej chrześcijańskiej tradycji, wielu przypomina jako jeden z największych przykładów - jeżeli nie największy - wartość oraz nieprzerwaną pobożność wzbudzaną przez wizerunek z Edessy i w tym kontekście będzie on cytowany na II Soborze Nicejskim (787). To dość ewidentny znak mówiący o tym, że ten wizerunek przedstawiał cechy, pozwalające umieścić go ponad innymi wizerunkami Chrystusa w czci oddawanej na Wschodzie.

Mandylion dociera do Konstantynopola

Ta sława - szanowana przez samych Arabów, którzy w 639 roku zajęli miasto - stała się prawdopodobnie bodźcem, który sprawił, iż cesarz Bizancjum zapragnął mieć przy sobie ten czczony wizerunek, w mieście, będącym największym skarbcem wszystkich relikwii świata. Po oblężeniu, w roku 944, emir arabski, pomimo rewolty chrześcijan z Edessy wręczył Mandylion generałowi Janowi Curcas, który nie tylko uśmierzył wrogie nastroje, lecz przyznał wiele przywilejów oblężonej ludności

arabskiej. Załadowany na statek, 15 sierpnia z wielką pompą dotarł do Konstantynopola, przyjęty przez cesarski dwór.

W tym momencie droga Mandylionu do Konstantynopola zakończyła się, a my powracamy do punktu, w którym pozostawiliśmy bizantyjską stolicę. Począwszy od tej daty pojawiają się pierwsze informacje na temat obecności Całunu Pańskiego w Konstantynopolu. Jednak czymś szczególnym zdaje się to, że niektóre teksty z tej epoki odwołują się do faktu, iż Mandylion nie był wizerunkiem Chrystusa powstałym w jakimkolwiek okresie jego ziemskiego życia, ale że był on bezpośrednio związany z Jego Męką. Homilia zamówiona przez Konstantyna VII, noszącego przydomek Porfirogenito, współrządzącego cesarza w 944 roku, lub być może osobiście przez niego napisana, opisuje oblicze jako wynik <<wydzielania się cieczy bez udziału środków barwiących czy sztuki malarskiej>>, oraz wskazuje na tradycję opisaną już przez Grzegorza Referendarza, który przypisuje powstanie wizerunku krwistemu potowi Jezusa w Getsemani.

Nie tylko sam wizerunek twarzy, lecz także całego ciała

Wizerunek zostaje opisany jako niewyraźny trudny do odczytania. I nie tylko, inne teksty skłaniają nas do myślenia (niektóre mówią o tym otwarcie), iż w tym płótnie nie znajdowała się wyłącznie sama twarz, lecz również możemy na nim zauważyć odcisk rany pochodzącej z klatki piersiowej, oraz odcisk całego ciała. Pozwalam sobie zacytować pewną mowę, zachowaną w kodeksie z X wieku, w której list Jezusa do Abgara przekształcono w znamienny sposób. Pan pisze do króla, że wyśle mu płótno, na którym będzie mógł zobaczyć <<nie tylko moją twarz, lecz również całe moje ciało, odciśnięte w wyniku boskiej interwencji>>. Mowa dalej wyjaśnia, w jaki sposób to się dokona: Jezus <<adzie się na płótnie białym jak śnieg i w wyniku działania Boga zadziwia, pokazując chwalebne rysy oblicza Pana oraz szlachetny wzrost swojego ciała, co się na nim odbiły>>. Jednak inne świadectwa doprowadziłyby nas do wniosku, iż już w okresie edesseńskim ktoś znał <<sekret Mandylionu. Stajemy więc wobec hipotezy, która, nie zawierając nic konkretnego, okazuje się bardzo sugestywna. Oblicze Jezusa, znane prawie od epoki bliskiej ewangelicznym czasom, stopniowo nabiera cechy wizerunku nie ręką ludzką uczynionego. Prawdopodobnie na tę ewolucję miały wpływ teologiczne kontrowersje, ale nie można wykluczyć, że interpretacja ta uległa zmianie w wyniku dokładnej analizy wizerunku. Analizy, która wykazała, iż oprócz wyobrażenia oblicza na płótnie znajduje się także "rysunek" ciała. Wizerunek, który jak się przypuszcza - powstał w czasie męki w wyniku wydzielania się krwi i potu. Tych elementów nie można z pewnością użyć jako ostatecznego dowodu na istnienie Całunu Turyńskiego przed rokiem 1000, ale nie można ich też lekceważyć czy zaniedbywać. Badanie jak zwykle potrzebuje równowagi, a wnioski ekstremalne nie wpływają dodatnio na konieczną swobodę oceny.

Wizerunek u podstaw ikonografii Chrystusa

Ta hipoteza wiąże się z twierdzeniem, podkreślanym kiedyś przez Paula Vignon i rozwijanym przez późniejszych badaczy Jeżeli uważnie prześledzimy rozwój ikonografii Chrystusa, zauważymy iż w pewnym momencie, po wielu różnych interpretacjach, na które wywarły swój wpływ pogańskie wyobrażenia bóstwa, utrwala się charakterystyczny model, towarzyszący historii chrześcijaństwa aż do naszych czasów To Chrystus o owalnej twarzy z brodą i długimi, opadającymi na ramiona, włosami. Ale na starych wyobrażeniach i na tradycyjnym wizerunku ikon odkrywamy inne powtarzające się, czasem odbiegające od normy, elementy które dokładnie skatalogowano: duże oczy wystające kości policzkowe, trójkąt pomiędzy brwiami, charakterystyczny kosmyk włosów pośrodku czoła - to tylko niektóre z nich. Vignon sądził, a jego twierdzenie podziela wielu historyków sztuki, iż ten model wywodzi się od jakiegoś archetypu, który utrwalił się dzięki swojej sławie i wiarygodności. Z pewnością oblicze z Edessy - przynajmniej takie, jakie znamy z dawnych wyobrażeń, zniknąwszy z Konstantynopola - miało wszelkie powody, aby stać się jednym z najstarszych, posiadających te cechy wizerunków, a jego pojawienie się wiąże się właśnie, jak już wspominaliśmy z utrwaleniem się tegoż wzoru w chrześcijańskiej ikonografii. Wszystkie te cechy odnajdujemy jednak na całunowym wizerunku oblicza, na którym pewne charakterystyczne cechy twarzy torturowanych zwłok znalazły swoją artystyczną interpretację, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż święte oblicza oddają wizerunek żywego człowieka. I tak opuchnięte kości policzkowe interpretuje się jako wystające, a krwisty wyciek na czole staje się fantazyjnym lokiem itd.

Wątpliwości co do edesseńskiej teorii

Oczywiście edesseńska teoria ma także swoje słabe punkty i nie należy zapominać o wysuniętych względem niej wątpliwościach. Naukowcy zadają sobie pytanie, jaki mógłby być powód pragnienia przedstawienia wyłącznie twarzy podczas gdy widocznym jest wizerunek całego ciała twierdzenie, iż może się to wydawać mało zrozumiałe, a jednocześnie mogło budzić polemiki pomiędzy różnymi doktrynami, które w tamtych czasach wstrząsały Kościołem, jest jak najbardziej na miejscu. Z pewnością jednak znane nam wyobrażenia Mandylionu przedstawiają wyłącznie twarz i nie może być inaczej. Całkowicie nieznany jest natomiast okres poprzedzający pierwsze świadectwa obecności Całunu w Edessie. Jednak milczenie to nie musi koniecznie prowadzić do negatywnych wniosków na temat jego wcześniejszego istnienia. Musimy mimo wszystko zadowolić się przekazywaną w pierwszych wiekach tradycją, według której pogrzebowe płótna Chrystusa nie zaginęły, ale zostały w jakiś sposób zachowane. Dowodem na to może być bardzo stary wielokrotnie cytowany w syndonologicznej literaturze, tekst apokryficznej ewangelii według Hebrajczyków. Edesseńska teoria znajduje szeroki oddźwięk wśród przychylnych Turyńskiej Relikwii pisarzy również dlatego że droga przez Turcję napotyka obiektywne zestawienia w identyfikacji znajdujących się na płótnie pyłków, które potwierdzają obecność materii w strefie geograficznej, gdzie leży Edessa (współczesna Urfa lub Sanliurfa). Co do zagadnienia znaczenia pyłków odsyłam do jednej z kolejnych części niniejszego dzieła, mówiącej o problemach botanicznych badań Całunu. Ta hipoteza wyparła z dziedziny syndonologii wszystkie poprzednie, bardzo niejasne, teorie, według których Całun przechowywany był w Jerozolimie, a przeniesiony do Konstantynopola, dotarł do Rzymu - opierały się one na interpretacji wspominanych przez nas przeróżnych źródeł, które pozwalają utrzymywać, iż w chrześcijańskim świecie pierwszych wieków krążyła informacja o ocaleniu pogrzebowej wyprawy Chrystusa.