Wprost nr 17 z dnia 26 kwietnia 1998

Ślady na płótnie

Całun turyński pozostaje wielką tajemnicą

18 kwietnia za zgodą papieża rozpostarty został i udostępniony zwiedzającym na dwa miesiące tzw. całun turyński. Po kilku stuleciach sporów nadal nie wiadomo, czy jest to prześcieradło, w które owinięte było zdjęte z krzyża ciało Chrystusa, czy też falsyfikat wykonany na przełomie XIII i XIV w. Do obejrzenia Świętego Sindonu zapisało się już milion osób. Nie wszyscy śledzą dyskusje naukowców co jakiś czas weryfikujących dotychczasowe ustalenia. Ani zwolennicy, ani przeciwnicy autentyczności lnianego płótna nie znaleźli na razie jednoznacznego argumentu na udowodnienie swojej tezy. Czy dzisiaj jest to w ogóle możliwe?

Od czasu przeprowadzenia testów izotopowych nie badano już całunu. Pojawiły się jednak hipotezy, zastosowano wówczas niewłaściwą metodę. Szczególne zainteresowanie wzbudziły wyniki prac rosyjskiego specjalisty w dziedzinie radiodatowania Dymitra Kuzniecowa. Z przeprowadzonych przez niego badań wynika, że metoda węgla C14 w ogóle nie powinna zostać zastosowana w celu ustalenia okresu pochodzenia całunu. Kuzniecow zbadał próbkę starego materiału symulując warunki, jakie panowały w Sainte Chapelle w Chambery podczas pożaru w 1532 r. materiał ten ogrzewano do 300 stopni Celsjusza w atmosferze tlenku i dwutlenku węgla ze śladową ilością jonów srebra w środowisku wodnym, co w wyniku karboksylacji celulozy "odmłodziło" próbkę o trzynaście wieków.

Za autentycznością całunu przemawia trójwymiarowość odbicia. Mimo licznych prób, dotychczas nikomu nie udało się otrzymać podobnego wizerunku. Żadna z metod sugerowanych przez przeciwników autentyczności całunu nie okazała się dostatecznie skuteczna. Za tezą o prawdziwości płótna przemawiają też wszystkie badania krwi. W średniowieczu nikt nie potrafił odróżnić skrzepu krwi tętniczej od żylnej, a na całunie znajdują się oba jej rodzaje. Żaden fałszerz w tamtym czasie nie byłby w stanie tego wykonać- twierdzi prof. Władysław Fenrych, syndonolog z Akademii Medycznej w Poznaniu. Istnieje też kwestia wiary. Trzeba być człowiekiem wierzącym, by być przekonanym o autentyczności całunu. Jeśli ktoś nie wierzy w zmartwychwstanie Chrystusa, trudno mu uznać prawdziwość płótna. Jako katolik wierzę, że jest ono autentyczne. Ale jako przedstawiciel nauk biochemicznych nie mogę w stu procentach potwierdzić tej tezy, choć w świetle przeprowadzonych badań jest ona wielce prawdopodobna. Nie istnieje niestety- "test na Chrystusa". Zidentyfikowanie grupy krwi AB na całunie nie jest żadnym dowodem, gdyż nie znamy przecież grupy krwi Chrystusa. Nie wiemy czy byłby wysoki czy niski. Pomiędzy wiarą a nauką istnieje więc różnica zdań.

Również ostrożnie wypowiadają się teolodzy: Teologia nie jest w stanie rozstrzygnąć, czy całun jest autentyczny, ale jeśli na ten temat wypowiedzą się inne nauki, będzie to miało znaczenie także dla nas. Dodatkowo wzmocniłoby to historyczny przekaz o męce Jezusa, który mamy już w Ewangeliach; jako materiał mający bezpośredni związek z Chrystusem tym bardziej stałby się przedmiotem czci na płaszczyźnie religijnej- uważa ks. prof. Tomasz Węcławski, członek Międzynarodowej Komisji Teologicznej, dziekan Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu. Całun dobrze odpowiada temu, co historycznie wiemy o Męce Pańskiej. Ta odpowiedniość może wynikać zarówno z tego, że rzeczywiście jest on historycznym świadectwem męki Jezusa, jak i stąd, że jest fałszerstwem. Z teologicznego punktu widzenia ma więc znaczenie względne jest ewentualnie dodatkowym historycznym świadectwem przekazu Ewangelii. Biorąc jednak pod uwagę emocjonalny związek chrześcijanina z tajemnicą męki Chrystusa, nie jest rzeczą obojętną, czy całun to prawdziwy świadek wydarzeń czy fałszerstwo. Skoro istnieje wiele obiektywnych wskazań, które wprawdzie nie stanowią bezpośredniego dowodu, ale nie wykluczają autentyczności całunu, jego znaczenie dla chrześcijan jest bardzo duże. Nawet gdyby się okazało, że nie jest on autentycznym przedmiotem, zachowa wartość jako reprezentacja męki Chrystusa .

Spośród kilkudziesięciu naukowców zajmujących się badaniem całunu większość przekonana jest o jego autentyczności, ale- podobnie jak prof. Fenrych- z braku jednoznacznego dowodu naukowego nie mogą postawić kropki nad i. Przeciwnicy całunu publikują natomiast książki i prace, ale nie zjawiają się na kongresach syndonologów. Zdaniem ks. prof. Węcławskiego, stuprocentowego dowodu na to, że płótno to ma związek z Chrystusem, nie będzie, gdyż dokumentacja jest zbyt skąpa. Nawet przy dokładniejszej analizie zawsze będzie to badanie poszlakowe. Dlatego powodem czci religijnej dla całunu musi pozostać wiara w zbawienie w Chrystusie. Tak czy inaczej, płótno to związane jest z męką Jezusa, ale dopóki niemożliwe jest ustalenie jego autentyczności, dopóty nie będzie przedmiotem oficjalnego kultu. Jest to więc sytuacja podobna do wiary w objawienie prywatne- podsumowuje ks. prof. Węcławski. 1 września 1978 r. podczas wizyty w Turynie, na krótko przed konklawe, całun oglądał kardynał Karol Wojtyła. Następny raz, już jako papież Jan Paweł II, widział go 13 kwietnia 1980 r. po raz trzeci zobaczył całun 24 maja tego roku, a następnie pomiędzy 29 kwietnia a 11 czerwca roku 2000, podczas kolejnego ostensione, czyli rozpostarcia.

Święty Sindon

Przechowywane w Turynie lniane płótno (4,35 m x 1,10 m) z wizerunkiem ciała ukrzyżowanego człowieka i ze śladami krwi przez część tradycji chrześcijańskiej i badaczy uważane jest za całun, w który owinięte było ciało Jezusa. Przedstawiony człowiek był wysoki i silnie zbudowany, wypływająca z jego ran krew zakrzepła i mimo upływu czasu nie wykruszyła się. Badania pyłków kwiatowych potwierdziły, że całun był przechowywany w Palestynie i Syrii, zanim znalazł się w Konstantynopolu, skąd zabrali go krzyżowcy. Płótno przechowywane było w Edessie (dziś Ufra w Turcji)do 944 r., kiedy wojska bizantyjskie odbiły je ówczesnemu sułtanowi i przewiozły do stolicy, gdzie znajdowało się do 1204 r. następnie na 150 lat wszelki słuch o całunie zaginął. Pojawił się ponownie w Lirey we Francji wraz z legendą, według której przywiózł go tam Otton de la Roche, jeden z dowódców czwartej krucjaty. Stamtąd całun trafił do Chambery, gdzie wystawiony w specjalnie zbudowanej Sainte Chapelle za zgodą papieża Juliusza II stał się obiektem kultu. W nocy z 3 na 4 grudnia 1532 r. w Sainte Chapelle wybuchł pożar, który uszkodził płótno. W 1535 r. całun został przewieziony do Turynu, gdzie z krótkimi przerwami znajduje się do dziś. Badania zawartości węgla izotopu C 14 wskazały na średniowieczne pochodzenie płótna, niektórzy badacze sądzą jednak, że na taki wynik wpłynęło jego niewłaściwe przechowywanie, a przede wszystkim pożar w Chambery. Fizykochemiczny mechanizm powstania śladu ciała nadal pozostaje nie wyjaśniony.


Całun Turyński - [calun.koti.com.pl]